MIASTO BRAŃSK: Idzie nowe: nowa sekretarz, nowa dyrektor i nowe miejsce na brańską kulturę. (S)tarcia radnych wewnątrz koalicji
GMINA BRAŃSK: Bitwa o Domanowo, Stygański – connecting people
BONUS: Zapowiadam pierwsze powyborcze rozmowy
—
MIASTO BRAŃSK
Idzie nowe. Gorąca atmosfera w Brańsku
Tak gorąco nie było w brańskim magistracie, ani na sesji RMB od wyborów. Dlaczego? Przede wszystkim dzięki nowościom bez liku!
Nowa sekretarz miasta
Zacznijmy jednak od decyzji, którą trudno nazwać gorącą czy kontrowersyjną. Była ona po prostu wyczekiwana.
Wydarzenie tygodnia to na pewno bardzo istotna roszada personalna, czyli powołanie nowej sekretarz miasta. Została nią – co żadną niespodzianką nie jest – Pani Renata Laskowska, czyli dotychczasowa kierownik referatu ogólnoorganizacyjnego UM, która współpracowała z Panią burmistrz Agatą Puchalską jeszcze za czasów jej pracy w UMWP. Osoba dobrze wykształcona, z dużym doświadczeniem w administracji publicznej i nie tylko – nie słodzę, po prostu takim CV może się pochwalić RL i warto to zaakcentować.
Zapewne pamiętacie Państwo, gdy w czasie rozmowy BNS z kandydatką na burmistrza, pytałem Agatę Puchalską o wybór ewentualnej współpracowniczki w razie wygranej w wyborach. Wówczas mówiłem o Pani Agacie Michałowskiej, nie rozważając jednak, że ówczesna zastępczyni będzie przecież naturalną następczynią Puchalskiej na stanowisku dyrektora Departamentu Kultury, gdy nastąpi tam wakat. I tak właśnie się stało, co oznaczało, że wtedy murowaną faworytką na funkcję sekretarz miasta Brańsk zostanie Pani Renata.
Jak kiedyś wspominałem, moim zdaniem burmistrz powinien mieć całkowicie wolną rękę w kwestii powoływania swojej – jakby nie mówić – prawej ręki, bo przecież jak inaczej nazwać funkcję sekretarza niż właśnie w ten sposób. Nierzadko zresztą sekretarz miasta/gminy bywa też oficjalnie zastępcą burmistrza/wójta. Tym razem jednak tak nie będzie, przynajmniej na razie. W Brańsku nie ma zresztą takiego stałego zwyczaju – w poprzedniej kadencji było tak tylko przez pewien czas, w okresie epidemii koronawirusa, aby w razie ewentualnej kwarantanny burmistrza nie paraliżować pracy urzędu. Mieszkańcy jednak niewątpliwie traktują sekretarza jako pierwszego delegata burmistrza – wiadomo, że gdy burmistrz nie może się gdzieś pojawić, to w pierwszej kolejności prosi o reprezentowanie właśnie sekretarza.
Tak więc burmistrz Brańska najważniejszą decyzję personalną już podjęła, co rzecz jasna powinno usprawnić działanie UM. Posypały się gratulacje – nie pozostało więc nic innego, niż tylko pracować jak najlepiej jest się w stanie. Oby w miarę spokojnie, bo w Brańsku trzeba się mierzyć z różnymi problemami. Mieszkańcy zdążyli też już kilka razy pokazać swoją niecierpliwość i niski stan empatii.
Nowa dyrektor MOK-u
Dobra, teraz podgrzewamy temperaturę, bo wchodzimy w kulturę. Jest to ostatnio temat burzliwy i przyznam szczerze, nawet sam się zdziwiłem, że aż tak bardzo burzliwy.
W czasie zorganizowanej w poprzednim tygodniu VI sesji RMB brańszczanom (i brańszczankom też, bo wiecie, teraz jest taka moda na pisanie o obu płciach, tak jakby ktoś nie rozumiał, że brańszczanie to mężczyźni i kobiety razem) przedstawiła się nowa dyrektor MOK-u, a właściwie żeby być bardziej precyzyjnym – nowa p.o. dyrektora – Pani Magdalena Chmielewska.
Słuchając owego niezbyt długiego przemówienia miałem wrażenie, że jest po prostu spontaniczne i dość ogólne, ale nie do przesady ogólne. Po prostu przyszła nowa kobitka, przedstawiła się i powiedziała kilka zdań o sobie, patrząc na zebranych, a później rzeczywiście – najważniejsze założenia przeczytała z kartki. Piszę o tym, bo Czytelnicy w komentarzach bardzo zwracali na to uwagę. Przyznam, że nieco mnie to zaskoczył ten deficyt wyrozumiałości. Myślę, że sam jestem w tej kwestii bardzo wyrozumiały, pamiętając że gdy wieku 19 lat musiałem skierować kilka zdań do zgromadzonego tłumu, opowiadając m.in. o sobie, posiłkowałem się kartką, z której przeczytałem [uwaga, uwaga] „Nazywam się Kamil Pietraszko”. Tak. Byłem tak zestresowany, że trzymałem się treści napisanej na kartce jak leniwiec gałęzi i nawet przedstawić się swobodnie nie było sztuką łatwą. Każdy jednak, kto pracuje nad sobą, z czasem się zwyczajnie wyrabia, ale czytanie z kartki nigdy nie jest żadną zbrodnią, wykroczeniem, ani nawet wstydem. Pamiętam też pewnego słynnego polskiego kaznodzieję akademickiego – duchownego który doskonale docierał swoimi znakomitymi kazaniami do bardzo wybrednego audytorium, czyli młodych ludzi. Słuchało się go z otwartą buzią i największą przyjemnością. I wiecie co? Mówiło się – zabierz gościowi kajet i nie powie kazania. Tak – mistrz słowa potrzebował mieć napisane przynajmniej najważniejsze punkty, od myślników. Bez nich gubił się, nie mógł ruszyć z przemową.
Wszyscy ci, którzy nigdy nie występowali publicznie, wierzcie mi – notatki służą głównie temu, by nie zapomnieć najważniejszych rzeczy. Gdy mówisz z głowy, może i jest efekciarstwo, ktoś cię pochwali za elokwencję i pewność siebie, ale co z tego, jeśli zapomnisz o dwóch-trzech istotnych punktach i potem chodzisz z niedosytem, żałując że nie wszystko powiedziałeś. Masz wkuwać wszystko bez pomyślunku jak wiersz w szkole? Zapewniam, że wtedy mówca nie patrzy na ludzi, ale posągowo, w jeden punkt, niczym nastolatek nauczycielce w dekolt, co jest już prześmieszne.
Poza tym jesteśmy w małym miasteczku. Ilu mamy tutaj urodzonych wręcz mówców? Takich, którzy mówią do tłumów niemal zawsze z głowy, w równym tempie i zwyczajnie nie zacinają się, mogę wymienić niewielu, a właściwie to czterech: Mieczysław Korzeniewski, Zbigniew Romaniuk, Czesław Sokołowski i rzecz jasna proboszcz – ks. Andrzej Ulaczyk. Wszyscy wymienieni panowie są/byli nauczycielami szkolnymi/akademickimi i dodatkowo mają świetną pamięć, taką wiecie – do pozazdroszczenia. Urzędujący wójt to na razie zagadka, a żeby nie skrzywdzić pań, to przynajmniej jedną wymienię – no to nasza nowa sekretarz potrafi z lekkością przemawiać, co dobrze pokazała w poprzedniej kadencji, gdy gościła na jednej z sesji RMB. Na dodatek ma zdolności erystyczne (potrafi dyskutować), a to dodatkowy atut.
Tak więc, moim zdaniem, posiłkowanie się kartką, a właściwie akcentowanie tego faktu przez odbiorców, skupienie się na formie, przesłoniło całkowicie wypowiedzianą treść.
A co było treścią wypowiedzi Pani Magdaleny?
Widziałem propozycje zajęć m.in. szachy, język hiszpański czy zajęcia teatralne i trudno sam taki zamysł skrytykować. Jest to ambitne, jest to ciekawe. Mimo kontrowersji związanych z odejściem poprzedniej dyrektor, myślę, że nie powinno się z góry demotywować jej następczyni. Jest na to za wcześnie – zawsze trzeba dać trochę czasu, by ta mogła się wykazać. Każdemu, absolutnie każdemu należy dać czas.
Czy wspominając o reaktywacji orkiestry dętej, pani dyrektor wykazała się przesadnym optymizmem? Być może, nie twierdzę, że wszystko da się w Brańsku zrobić w danym momencie. Myślę jednak, że zawsze warto spróbować, bo jak człowiek nie spróbuje, to potem zwykle żałuje, a na dodatek inni wypominają mu, że miał dużo czasu, a nawet nie podjął najmniejszego wysiłku, przynajmniej rekonesansu.
Na pewno brakuje nam tak licznych roczników uczniów jak te, które stanowiły o sile dawnej orkiestry. Z wielkim sentymentem wspominam grę tamtej ekipy dowodzonej przez Pana Wojciecha Ostrowskiego. Cieszyła nas swoją muzyką podczas najważniejszych uroczystości kościelnych i patriotycznych. Czy to se ne vrati? Naprawdę nie wiem, ale w sumie jakiś tam narybek w podstawówce by się znalazł. Szkoda tylko, że perspektyw na pozostanie w Brańsku w szkole średniej coraz mniej i mniej, co z miejsca będzie skutkować szybką utratą kolejnych członków nowej orkiestry.
Nowy budynek MOK-u
Najwięcej kontrowersji, najwięcej emocji wzbudził ostatnio temat budowy nowej siedziby brańskiego MOK-u. Wizualizację, projekt wstępny z zewnątrz zaprezentował architekt. Zanim to uczynił, najpierw do zgromadzonych przemówiła Pani burmistrz, mówiąc że zasugerowała się opiniami mieszkańców zasłyszanych w czasie kampanii wyborczej. A szczególnie słowami Pana Mieczysława Korzeniewskiego, który zachęcał do stworzenia budynku o oryginalnej formie, nie tak zabetonowanego jak jest to teraz modne (niech pojawi się trochę drewna) i ogólnie rzecz biorąc – dopasowanego pod wieloma względami do tutejszej tradycji.
Jak się okazało, radni praktycznie przemilczeli ten projekt. Na sali nie pojawiło się zbyt wiele komentarzy i pytań. Sam zapytałem o liczbę miejsc parkingowych, ale autor projektu nie był w stanie na ten moment jej określić.
Prawdziwa dyskusja rozwinęła się w internecie. Przyznaję, że jestem zaskoczony jej rozmiarami. Publikując nagranie nie sądziłem też, że padnie aż tyle krytycznych słów pod adresem brańskich władz. Powróciły nie tylko używane na czas kampanii wyborczej fikcyjne konta niezidentyfikowanych osób, ale swoją (krytyczną) opinię wypowiedzieli dwaj byli burmistrzowie – Mieczysław Korzeniewski oraz bezpośredni poprzednik Puchalskiej, Eugeniusz Koczewski. Była to zresztą chyba jego pierwsza publiczna wypowiedź na temat zarządzania miastem przez swoją następczynię. Wypowiedź należy określić jako wyważoną, ale zarazem konkretną. Najważniejsza myśl, jaka tam padła dotyczyła własności działki, gdzie miałby stanąć nowy MOK oraz liczby miejsc w sali kinowej. EK wspomniał, że może być tutaj problem z gminą żydowską, która podobnież wciąż może posiadać prawa do tej posesji lub te są po prostu jeszcze nie w pełni uregulowane. Z kolei sala na 100 osób jest zdaniem Koczewskiego zdecydowanie za mała.
Korzeniewski porównał projekt do zakładu naprawczego, hangaru. Nie chce też rozbiórki budynki dawnej łaźni. Całkowicie storpedował taki plan architekta. Zapewne wprawił tym w zdziwienie panią burmistrz, która przecież – jak już wspomniałem – AP chciała sugerować się jego uwagami, a została – może niekoniecznie bezpośrednio, ale jednak – skrytykowana.
Swojego krytycznego zdania nie ukrywały także inne osoby, które można już uznać za naczelnych krytyków posunięć Puchalskiej. Kto by pomyślał, że takie grono pojawi się tak szybko i będzie tak liczne. Przypomina mi się początek kadencji burmistrza Koczewskiego, który jeszcze przez ok. rok po wyborach musiał mierzyć się z niemal codzienną krytyką w internecie ze strony opozycji, najczęściej Pani Lucyny Oleksiewicz et consortes. Później nieco ta krytyka osłabła, weszliśmy w tryb szarości, aż do ostatnich miesięcy przed wyborami 2024.
Jeśli mam przedstawić własne zdanie na temat całej tej sytuacji, to napiszę tyle, że bardzo dobrze się dzieje, że ktoś chce wreszcie wynieść siedzibę MOK-u z tej nieszczęsnej pod kilkoma względami lokalizacji i dziwi, bardzo mnie dziwi to, że nie docenia się samego już faktu ruszenia tego problemu. Za sam start należą się słowa uznania w stronę Pani burmistrz.
Być może, a raczej na pewno widać tutaj pośpiech z prezentacją projektu. Tu można było poczekać przynajmniej do kolejnej sesji i nawet architekt nie ukrywał, że w jego działania musiał wkraść się pośpiech. To już działa in minus – wystarczyło powiedzieć w czasie sesji, że już niebawem zobaczymy wizualizację projektu. Ludzie by poczekali – akurat w tym przypadku na pewno. Zresztą nie mieliby wyjścia.
No chyba, że Agata Puchalska chciała mieć już to za sobą – te pierwsze opinie, pierwsze głosy krytyki. Na pewno ma teraz więcej czasu, by zarządzić jakieś konsultacje społeczne – niech ludzie z Brańska znający się na rzeczy usiądą przy jednym stole i przedyskutują, co można zmienić w tym projekcie. MOK to bardzo droga inwestycja, która będzie nam służyć przez wiele lat. Musimy stworzyć ją w sposób bardzo przemyślany, aby potem nie żałować. To oczywiste.
Co do lokalizacji, to głosy są różne. Jedni chwalą, że blisko Zamczyska i rzeki, drudzy są bliskością wody zaniepokojeni (szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń), a są też tacy, którzy nawet w zeszłym tygodniu przypominali mi moją własną propozycję, czyli usadowienie budynku przy dworcu PKS, a więc blisko szkoły. Byłem tym zaskoczony – myślałem, że archiwalne teksty idą w zapomnienie Jak jednak widać – czasami pewne koncepcje zapadają w pamięć.
Przy okazji pada kolejne pytanie. Czy burzyć stare, ale nie zabytkowe budynki, jeśli miałoby to nieść za sobą budowę nowych, okazałych? To zależy, ale..
Nie jestem za utrzymywaniem na siłę zwyczajnych ruder lub budynków, które „szału nie robią”, nie spełniając swojej funkcji w pełni. W przypadku budynku byłej łaźni uważam, że rozbiórka byłaby wręcz konieczna, z kolei jeśli miejsce na naszą kulturę miałoby znajdować się przy ul. Kościuszki, a budynek dworca PKS-u miałby mocno utrudniać budowę nowego MOK-u i jego ekspozycję, to też powinno się go rozebrać i stworzyć jego nową siedzibę wraz z miejscem na lokale usługowe, być może byłoby to po prostu dodatkowe skrzydło MOK.
Warto więc zorganizować specjalne spotkanie na ten temat i wysłuchać opinii mieszkańców. Dla burmistrz byłoby to dobre rozwiązanie, bo wówczas mogłaby już spokojnie mówić, że za budowę MOK-u odpowiedzialność czują także brańszczanie, więc jest to nasza wspólna sprawa – zarówno jako sukces, jak też jako problem. Jeśli będą nalegać na coś nierozsądnego i zostaną wysłuchani, wtedy niech mają pretensje do samych siebie. Z kolei jeśli wszystko teraz wezmą na siebie władze, to całość realizacji projektu MOK-u będzie spoczywać tylko na ich barkach.
Nowe zwyczaje wśród starych radnych
Od początku trwającej kadencji można zauważyć rosnące napięcie pomiędzy radnymi wybranymi z komitetu „Dla Brańska”. Dwoma nauczycielami, historykami, osobami znającymi się jak łyse konie – Zbigniewem Romaniukiem i Wojciechem Ostrowskim.
Ich samorządowe drogi połączyły się po raz pierwszy w 1992 roku, czyli u zarania nowej brańskiej samorządności. Wówczas Romaniuk pełnił funkcję sekretarza miasta, z kolei Ostrowski – przewodniczącego Rady Miasta Brańsk. Był to okres szalenie burzliwy dla ówczesnych młodych, prawie lub ponad trzydziestoletnich mężczyzn. Musieli zmagać się z ostrzem opozycji, swoich politycznych przeciwników, którzy nie lubili miękkiej gry, którzy doprowadzali do tego, że sesje Rady Miasta trwały przez wiele godzin, nawet od rana do wieczora. W takich bólach rodził się samorząd miejski jaki znamy dzisiaj – po pierestrojce, a właściwie po przywróceniu do dawnego stanu sprzed sławetnej decyzji władz komunistycznych, które chciały połączenia miasta i okolicznych wsi, wbrew historycznym uwarunkowaniom.
Dzisiaj, za sprawą inicjatywy wyborczej Agaty Puchalskiej, panowie znowu są związani politycznie, znowu są na karuzeli działalności społecznej. Tyle, że ich sytuacje się różnią. W międzyczasie Romaniuk był najczęściej wybieranym radnym w mieście, a przez 8 lat pełnił funkcję sekretarza miasta jako zaufana osoba burmistrza Czesława Sokołowskiego. Tego samego, z którym Ostrowskiego nie łączyło zbyt wiele – szczególnie w kwestii spojrzenia na lokalną politykę.
Wojciech Ostrowski starał się powrócić do RMB, ale nie za wszelką cenę i w przeciwieństwie do Zbigniewa Romaniuka – kilkukrotnie zabrakło mu poparcia. Co było przyczyną? Trudno powiedzieć, choć wiadomo, że zawodnicy drużyny Krzysztofa Giżewskiego zbytnio składu naszej rady nie zasilali, zwłaszcza że zbliżający się wówczas do emerytury Ostrowski szedł pod szyldem bycia jednym z „Młodych dla Brańska”, co brzmiało nieco paradoksalnie w jego przypadku.
Dzisiaj mamy sytuację, że Ostrowski stara się pytać do bólu, nawet o najmniejsze smaczki, podkreślając że wszystko musi być jasne, każdy ma wszystko zrozumieć, bo mieszkańcy pytają go na mieście o to i o tamto, a sesje oglądają w internecie, a jeśli trzeba to niech oglądają przez kilka godzin (jak za czasów, gdy ten radzie przewodził). Na drugim biegunie jest Romaniuk, który forsuje raczej zwięzły styl – konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety, czas sesji jak najkrótszy – mieliśmy przecież posiedzenia komisji, a ludzie i tak wszystkiego nie zrozumieją (to nie jest cytat). Ostrowski przy swoich długich i nieco nieuporządkowanych wywodach jest przez kolegę Zbyszka często proszony o coś, co można nazwać „sprawnym docieraniem do brzegu”, co działa na pana Wojtka niemal identycznie jak na kobietę, gdy ta usłyszy od męża „uspokój się” 😉
I tak właśnie dochodzi do nieustannych (s)tarć pomiędzy oboma dżentelmenami. Mam wrażenie, że w przypadku Ostrowskiego jest to jego polityczne „last dance”(ang. ostatni taniec). Swoją ostatnią lub przedostatnią kadencją w RMB próbuje za wszelką cenę przeforsować pomysły, które od lat powtarza (np. więcej zieleni miejskiej, trasy rowerowe), a te które niegdyś promował sam Romaniuk jak np. powstanie Muzeum Ziemi Brańskiej, Ostrowski chce na nim wymusić, czego dał wyraz w nieco zaskakujący sposób w czasie sesji inauguracyjnej. Ma się dziać, mają robić. Koniec. Kropka.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wewnątrz koalicji rządzącej Brańskiem pojawią się tego typu sytuacje, bo z reguły jedna drużyna gra razem od początku do końca, ale to chyba dobrze, że umocowanie polityczne schodzi na drugi plan, gdy chce się wypełnić swoje obietnice dane wyborcom. Burmistrz mimo wszystko powinna cieszyć się z takiej postawy własnych radnych. Prawdziwy problem miałaby, gdyby dyskusje uderzały w jej osobę i jej decyzję, a mimo wszystko Ostrowski podkreśla na każdym kroku, że jest i będzie lojalny wobec Agaty Puchalskiej, nawet jeśli będą go nazywać lokalnym odpowiednikiem niezależnego od całego świata – Grzegorza Brauna.
GMINA BRAŃSK
Bitwa o Domanowo
Ostatnia sesja Rady Gminy Brańsk oznaczona liczbą porządkową 5 upłynęła pod znakiem rezygnacji z mandatu przez radnego z Domanowa – Marka Brzozowskiego. W zwyczajnych okolicznościach, gdy jeden z radnych odchodzi, najczęściej życie toczy się dalej aż do momentu wyborów uzupełniających (do 3. miesięcy od złożenia mandatu), bo z reguły jedna ze stron posiada w miarę bezpieczną przewagę. Tak jednak nie jest w gminie wiejskiej Brańsk. Tutaj doprowadzenie do sytuacji, gdy rada składa się łącznie z parzystej liczby radnych sprawiło, że ani obozowi urzędującego wójta, ani obozowi byłego wójta, nie udało się wybrać swojej wiceprzewodniczącej w miejsce właśnie Pana Marka.
W tajnym głosowaniu zarówno Pani Grażyna Płonowska jak i Pani Elżbieta Moczulska otrzymały po 7 głosów. Jeśli tak mają rozkładać się kolejne ważne – tym razem jawne – głosowania, to czasami możemy mieć do czynienia z patem, czyli sytuacją remisową. Tej nie chce raczej nikt, bo remis nikogo nie urządza. No chyba, że ktoś lubi obstrukcję obecnej władzy, to wtedy remis jako sztuka dla sztuki może być cenny, ale nie jest to wtedy formą ukazania szacunku mieszkańcom.
Można więc mówić o czekającej nas wyborczej bitwie o Domanowo, która powinna odbyć się jeszcze w tym roku kalendarzowym. To może być starcie szalenie istotne w kontekście uzyskania przewagi w Radzie Gminy Brańsk. Matematyka jest prosta – gdyby w piątkowym głosowaniu na wiceprzewodniczącego mielibyśmy 15. radnego jednej ze stron – to właśnie ta strona miałaby swojego zastępcę.
Marek Brzozowski uzyskał wiosną mandat radnego jako kandydat z KWW Andrzeja Jankowskiego. Uzyskał wówczas poparcie w liczbie 88 głosów, czyli 52,38% z całości. Jego przeciwnik, Sławomir Paprocki z KWW Nasza Przyszłość Gminy Brańsk (komitet Tomasza Stygańskiego) otrzymał 80 głosów. W Domanowie zadecydowało więc tylko 8 skreślonych krzyżyków. Bywały w naszych wyborach nawet i wyniki remisowe i późniejsze losowanie jak np. w Brańsku, ale te 8 głosów przy sumie 168 to również naprawdę niewiele.
Czy Sławomir Paprocki zostanie wystawiony ponownie? Kto będzie jego kontrkandydatem? O tym przekonamy się niedługo po tym, gdy wojewoda ogłosi termin wyborów uzupełniających do Rady Gminy Brańsk. Z pewnością dramaturgii będzie więcej niż w niedawny analogicznym przypadku w mieście.
Stygański – connecting people
Nowy wójt postanowił połączyć ludzi. To sztuka rzadka politykom, ale gdy ktoś inicjuje powstanie nowej linii autobusowej, to trudno mówić, że ludzi nie łączy. Łączy ich i to konkretnie – z punktu A do B. A dokładniej z Bielska Podlaskiego do Ciechanowca.
Inicjatywa pochodząca od Tomasza Stygańskiego, który wysłuchał próśb mieszkańców swojej gminy, rzecz jasna musiała spotkać się z aprobatą wszystkich włodarzy, których wyborcy znajdują się na przy wspomnianej drodze, a właściwie drogach – krajowej nr 66 i wojewódzkiej nr 681. Za byli: burmistrz Bielska Podlaskiego Piotr Wawulski, wójt gminy wiejskiej Bielsk Podlaski Walenty Korycki, burmistrz Brańska Agata Puchalska, wójt Rudki Marcin Gawrysiak oraz burmistrz Ciechanowca Eugeniusz Święcki. Wspomniane samorządy złożą się wspólnie na utrzymanie tej poranno-popołudniowej linii.
Oczywiście nie wszystkim spodobało się stworzenie połączenia z myślą przede wszystkim o uczniach, którzy wybrali Rudkę i Ciechanowiec zamiast Brańska. W sytuacji jednak, gdy ZS w Brańsku nie udało się sklecić pierwszych roczników liceum oraz szkoły branżowej, trudno mieć do kogoś pretensje. Połączenie autobusowe przez Brańsk do Ciechanowca było skutkiem, a nie przyczyną, a w przyszłości może być przecież używane jako atut miasta. Mamy wreszcie połączenie – możemy je wykorzystać na swoją korzyść.
Linia rusza od dnia 1 października 2024.
BONUS
Zapowiadam pierwsze powyborcze rozmowy
Udało mi się wstępnie umówić na pierwsze powyborcze rozmowy: z burmistrz Agatą Puchalską oraz z wójtem Tomaszem Stygańskim. Zostaną one opublikowane w październiku. Skupimy się na podsumowaniu pierwszych 150 dni ich rządów. Zapewniam, że nie zabraknie miejsca na problematyczne tematy, ale też nie zabronię moim rozmówcom chwalić się dokonaniami. Zrobimy pierwszy bilans zysków i strat.
Rozmowy ukażą się w formie tekstowej. Być może przy kolejnej okazji powrócimy do wideo.
Pingback: PRZEGLĄD TYGODNIA #46 (23 września – 3 października 2024)