WYDANIE PODWÓJNE. TEMATY: Brańsk w TTV. Tereska przejęła pałeczkę od Jasi – 85. rocznica olszewskiej beznadziei – Pierwsza taka impreza nad brańskim zalewem – Nowa strona facebookowa brańskiego MOK-u. Zakładajta www! – ŚWIAT: 11 września – moje wspomnienia. Wybory prezydenckie w USA – SPORT: Złote dziecko brańskiej piłki. Rekordowy mecz Pioniera – Skorpion Kalnica – w koło Macieju – Team Sznur Carp – najgorsze miejsce dla sportowca, ale miejsce w elicie – Paweł Ożarowski: Samotność (brańskiego) długodystansowca
Ilustracje do artykułów można znaleźć w postach facebookowych na bransk.eu i BNS
Brańsk w TTV. Tereska przejęła pałeczkę od Jasi
[Uwaga – tekst zawiera spojlery, szczegóły treści serialu]
Czyli kilka refleksji po ostatnich odcinkach „Żon Podlasia”, wyemitowanych 8 i 15 września.
Można powiedzieć, że pierwszy z odcinków stanowił symboliczne przekazanie pałeczki. Pani Jasia Malinowska, czyli dotychczasowa główna bohaterka z Brańska, wzięła ze sobą Panią Tereskę Ostrowską, by w gronie członkiń i członka Brańskiego Koła Gospodyń, oficjalnie wcielić swoją koleżankę w szeregi „Bony”. Od tamtego odcinka to właśnie Tereska stała się brańską żoną nr 1.
Odcinek niewątpliwie można uznać za udaną reklamę naszego KGW, a gdy jedna z pań powiedziała, że są u nas same wykształcone osoby, to można było zauważyć nawet spadający na nas blask prestiżu (nie kpię!). To cenna uwaga, ponieważ serial ma przełamywać stereotypy, że w mniejszych miejscowościach mieszkają ludzie bez większych ambicji i nieskłonni do współpracy.
Pamiętam, że z racji obowiązków zawodowych nie mogłem jako jeden z samców wziąć udziału w nagraniu, ale to dobrze, bo kamera mnie nie lubi. Owa absencja też z pewnością dodała walorów epizodowi nagrywanemu w siedzibie Brańskiego Klubu Seniora 😀
Kolejny odcinek to już perypetie Tereski wraz z Panią Lucyną Oleksiewicz (na wszelki wypadek dodam – Przewodniczącej Komitetu Osiedlowego nr 1 w Brańsku). Panie wzięły się za renowację wysłużonej bramy od posesji p. Ostrowskiej, a następnie ruszyły w trasę, w celu ozdobienia kapliczek kwiatami. Jedna z nich, położona chyba w okolicy wsi Czaje, była zdewastowana, co zadziwiło bohaterki. A te po powrocie do Brańska, przy grillu wspominały dancingi, Nurczankę itd. Tereska doszła finalnie do wniosku, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma czasów. Nie zabrakło też wspomnienia o zmarłym mężu, który zginął tragicznie przed 20 laty, a z którym Ostrowska zapoznała się właśnie we wspomnianej restauracji.
Póki co, wniosek jest prosty. Co tydzień mamy promocję Brańska w ogólnopolskiej telewizji. Niektóre samorządy płacą za to grube tysiące, a my mamy za darmo taki prezent od losu. Oczywiście nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Jasia. To ona musiała się zgodzić i zarazem rozkręcić cały serial w pierwszym sezonie. W mojej opinii Brańsk jest przedstawiany jak najbardziej pozytywnie, a dodatkowe widoki z drona pokazują tylko, że jest u nas łukaszenkowski wręcz porządek i spokój. Rzecz jasna, wciąż brakuje nam jakiegoś turystycznego znaku rozpoznawczego w mieście, ale dla chcącego nic trudnego – kilka ciekawych miejsc, szczególnie w okolicy idzie u nas znaleźć. Wystarczy pogłówkować.
PS: W galerii zdjęć można dostrzec fotografię Tereski na tle najważniejszego miejsca w Brańsku. Nawet w TTV to wiedzą – szacun!
85. rocznica olszewskiej beznadziei
Ostatnio jeden z historyków podkreślał, że nie powinniśmy mówić o naszych (w większości przegranych) bitwach z września 1939 roku jako o stoczonych w czasie kampanii wrześniowej. To słuszna uwaga, ponieważ kampanię wrześniową przeprowadzili Niemcy, a my z kolei odpieraliśmy ich ataki w czasie wojny obronnej Polski.
Nocna bitwa w Olszewie to jeden z przykładów beznadziei. Nasi żołnierze jak i ludność cywilna na dłuższą metę nie mogli obronić siebie, swoich rodzin oraz dobytku. Walczyli, bo tylko to im zostało, a my dzisiaj możemy tylko czcić ich bohaterstwo.
Było to pierwsze Olszewo z udziałem nowego wójta. Poprzedni swego czasu mówił o sprzeciwie wobec możliwemu umniejszeniu rangi tych corocznych uroczystości ze strony – jak można było wywnioskować – wyższych władz państwowych, które niejako decydują, co ma pozostać oficjalnym miejscem pamięci, a co ma zostać zdegradowane do ściśle lokalnego kultu. Jak widać, na szczęście uroczystości w Olszewie wciąż nie tracą nic ze swojej świetności. Przykładem powodzenia była nocna rekonstrukcja bitwy w 80. rocznicę.
Niezapomniane Olszewo przeżyłem bodaj 2 lata temu, gdy podobnie jak inni, nad którymi nikt nie roztacza swojego parasola, przemokłem do suchej nitki, a czekała mnie i wiele innych osób jeszcze skomplikowana operacja wyjazd z zabłoconego pola ornego 😉 W tym roku z kolei załatwiła mnie choroba (stąd mamy wyjątkowo PT z dwóch tygodni), więc odsyłam do fotorelacji GOUK w Kalnicy.
Pierwsza taka impreza nad brańskim zalewem
Można rzec – chwila historyczna, bo nad tym samym zalewem, który jeszcze kilka tygodni temu miał według części miejskich radnych być praktycznie miejscem świętym, niemal rezerwatem przyrody, teraz (7 września) zorganizowano imprezę dla wielu osób. Pierwszą tego typu, bo trudno mówić o zawodach wędkarskich czy pokazach wodnosamolotów w podobny sposób (nie było instalowanej sceny). Mowa o IV Dniach Tradycji Obojga Narodów.
Nie mogę jednak powiedzieć dosłownie o imprezie masowej, bo wtedy będę nieprecyzyjny, gdyż przepisy mówią o takowej tylko wtedy, gdy na otwartym terenie znajdzie się ponad 1000 ludzi. Tysiąca nie było, ale było kilkaset – wg relacji, jakie mi przekazano ów event cieszył się dużym zainteresowaniem tubylców, a i gości też podobno nie zabrakło.
Nie chcę być jednak złośliwy, bo summa summarum jestem zadowolony z takiego obrotu spraw. Bardzo lubię, gdy ktoś moje pomysły zbija jako utopię, ale pomimo tego, gdzieś tam na końcu i tak wychodzi na moje. Czasami przypadkiem, czasami nie – ale liczy się zakończenie.
Nie wiem czyj był to pomysł i czy ktoś w międzyczasie zmienił zdanie, ale przypominam, że proponowałem kiedyś, dość dawno temu, ustawianie sceny w okolicy zalewu, proponowałem renowację Zamczyska, by móc się pochwalić w Brańsku co najmniej trzema miejscami (wraz z placem miejskim) do organizacji imprez w plenerze. Dziś wiele wskazuje, że doczekamy się tak komfortowego i dość prestiżowego rozwiązania. Pomoże w tym na pewno niedawne doprowadzenie elektryczności w okolice naszego zbiornika.
Sezon letni 2024 powoli się kończy. Zaraz zamknięte zostaną budki, rowerkami też już nie można popływać, a innych imprez w plenerze raczej nie ma co się spodziewać. Do wiosny pozostało wiele i zarazem niewiele czasu – samorząd, kultura w nowej odsłonie mogą w tym czasie zrobić naprawdę wiele rzeczy, by sezon 2025 był w Brańsku najbardziej efektowny od lat.
Nowa strona facebookowa brańskiego MOK-u. Zakładajta www!
Nie chcę już trzeci raz wspominać o reperkusjach towarzyszących zmianach personalnych w MOK-u, ale jeden z efektów jest bardzo istotny, bo dotychczasowy profil niemal na pewno stanie się archiwalnym, więc teraz informacji należy szukać pod nowym adresem.
https://www.facebook.com/profile.php?id=61565047725545
Jak uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości? Zakładajta strony internetowe, bo o wiele łatwiej szlag może trafić profile w mediach społecznościowych niż tradycyjne www. Sami widzicie zresztą, że dłuższe teksty publikuję właśnie na stronie www, a nie na Facebooku.
Łatwiej jest wtedy także coś znaleźć, gdy wszystko jest uporządkowane kategoriami. Poza tym wbrew pozorom wciąż sporo osób NIE korzysta z mediów społecznościowych, natomiast w klasyczny link do strony bez problemu wejść może każdy.
ŚWIAT: 11 września – wspomnienia. Wybory prezydenckie w USA
Ktoś ostatnio zapytał mnie dlaczego tak mało piszę o wydarzeniach w Polsce i na świecie. Owszem – wcześniej robiłem to zdecydowanie częściej, a dzisiaj tak sobie to raczej zbieram, potem układam jakoś w głowie i łączę pewne fakty w całość. Pamiętam rzecz jasna, że tematy lokalne są na pierwszym miejscu, a i tu są pewne tyły, zwłaszcza że obiecałem Czytelnikom zająć się także innymi sprawami dotyczącymi Brańska i okolic. Wszystko w swoim czasie – na chwilę udajmy się w kraj, a nawet za ocean.
Zamachy z 11 września, których 23. rocznicę obchodziliśmy w minionym tygodniu, od kilkunastu lat przechodziły u mnie praktycznie kompletnie pomijane. W pierwszych latach przeżywało się mocno tę tragedię, potem spowszedniała. Dopiero w tym roku obejrzałem sobie trochę archiwalnych filmów, wspomnień i stąd też ten tekst.
Miałem wówczas 9 lat, pamiętam że wróciłem ze szkoły i tradycyjnie włączyłem telewizję. Z reguły wybierałem śp. Fox Kids lub Cartoon Network w poszukiwaniu kreskówek, ale wtedy powstała właśnie pierwsza polska telewizja informacyjna. Nie wiem – chyba maksymalnie miesiąc wcześniej otwarto TVN24, bo o niej mowa i po prostu często tam wtedy zaglądałem. Włączam ów kanał tego feralnego dnia, a tu pokazują jakieś wideo ze śmigłowca i kłęby dymu. Za chwilę zbiegła się cała rodzina i wspólnie obserwowaliśmy na żywo jak w drugą wieżę wlatuje kolejny samolot, ludzie z górnych pięter machają białymi materiałami, a ci pozbawieni nadziei i skazani na zaczadzenie lub śmierć w płomieniach – skaczą z najwyższej możliwej wysokości (wówczas WTC było najwyższym budynkiem świata). Gdy wieże runęły, było wiadomo, że tysiące ludzi poszło do piachu (choć to bardzo przenośne stwierdzenie akurat w tej sytuacji) w jednym momencie. Szok, ale jak się potem okazało – byliśmy wówczas do tego przyzwyczajani. Niezależnie kto odpowiadał za zamachy, media w kolejnych latach pokazywały bez znieczulenia: zamachy: na moskiewskiej Dubrowce, w szkole w Biesłanie, w metrze – najpierw w Madrycie, a potem w Londynie. Wydarzenia z 11 września zmieniły wiele w pokazywaniu tragedii wszelakich. Niewątpliwie TVN24 rozkręcił się właśnie dzięki relacjom z USA – ten chrzest bojowy zarazem im się opłacił.
Zastanawiam się czy 9/11 był bardziej wstrząsającym widokiem dla dziecka czy jednak bardziej przestraszyłby mnie jako dorosłego. Dzień wybuchu wojny na Ukrainie raczej utwierdza mnie przy tym drugim scenariuszu. Dziecko nie myśli tak bardzo geopolitycznie – w pierwszej kolejności spogląda na rodziców. A mój tata przypominał wówczas słowa mojego pradziadka z Załuskich, który z jakąś tam sobie znaną mądrością powiedział kilkanaście lat wcześniej, że Polacy będą jeszcze z USA uciekać na deskach surfingowych. Ciekawa przenośnia – z perspektywy czasu wydaje się, że akurat wtedy niewiele brakowało, a Polakom rzeczywiście odechciałoby się tych Stanów. Pamiętam psychozę jaką wywołały tam wówczas wieści o rzekomym wągliku umieszczanych na przesyłkach pocztowych. Takich zagrywek było więcej – ludzie żyli w ciągłym niepokoju. Wydaje się, że dopiero zorganizowane rok później zimowe IO w Salt Lake, które przebiegły bezpiecznie i bez zakłóceń, w miarę uspokoiły nastroje w tamtejszym społeczeństwie.
W całym tym zamieszaniu urzędujący wówczas prezydent George W. Bush pokazał niestety, że daleko mu do dokonań swojego ojca, o Ronaldzie Reaganie nie wspominając. Wiele porażek, wywołanie dwóch wojen, których po dziś dzień nie można uznać za udane, a pozytywnych efektów jego polityki nie widać. Jakiś on taki nierepublikański im wyszedł, co zresztą często podkreśla dziś Donald Trump, wspominając o swoim poprzedniku. Ten odpłaca mu się brakiem poparcia.
Pozostańmy przy temacie USA. Kilka dni temu odbyła się debata prezydencka pomiędzy Kamalą Harris, a wspomnianym Donaldem Trumpem. Owa para po raz pierwszy spotkała się publicznie, a na pewno po raz pierwszy dłużej porozmawiała ze sobą przed kamerami.
Wnioski jakie wysnułem z tej debaty są takie, że Kamala nie jest wcale tak słaba w mediach jak ją przedstawiano – była naprawdę błyskotliwa, a uśmiechała się naturalnie (ma ładny uśmiech i chyba wie, że należy z niego jak najczęściej korzystać). Z kolei Trump zadziwiał spokojem – nie przerywał zbytnio, nie krzyczał. Jedni powiedzą, że to było na plus, inni że tak właśnie odebrał sobie największe atuty. Właściwie to zabłysnął, a nawet rozśmieszył mnie tylko raz, gdy zarzucając Harris kopiowanie jego poglądów w jednej z kwestii, zaproponował, że wyśle jej swoją czerwoną czapeczkę.
Z naszej perspektywy najważniejsze były wypowiedzi na temat Ukrainy.
Widać wyraźnie, że Kamala chce kontynuacji polityki Bidena, czyli czegoś w stylu – pakujemy dalej w to kasę, niech to trwa jak najdłużej. Nie chcę tego oceniać, ale wydaje mi się to brakiem pomysłu, bo przecież jak długo można się tłuc na tej Ukrainie – ludzie giną, a wielkich postępów nie ma. Widać jednak, że w teorii, w kwestii deklaracji, demokraci chcą wygranej Ukrainy.
Trump z kolei deklaruje, że bardzo szybko zakończy ową wojnę. Nie chce jednak mówić dokładnie jak to zrobi i który z krajów bardziej na tym skorzysta. Ta aura tajemniczości to zapewne zabieg dyplomatyczny, choć jego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance wspominał później o swego rodzaju zamrożeniu konfliktu, dzięki któremu Ukraina nie straci swego terytorium, ale będzie musiała poniekąd dać sobie spokój z aspiracjami do organizacji takich jak NATO czy UE. Tak to zrozumiałem między wierszami. Chcąc, nie chcąc, Putin wtedy będzie nieco zaspokojony, że Ukraina nie ucieknie mu na Zachód.
Ogółem utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że nawet wyjście cudem z zamachu nie gwarantuje wygranej w wyborach. Donald Trump musi włożyć jeszcze wiele pracy w swoją kampanię, ponieważ Kamala Harris wyszła udanie zza pleców niedołężnego Józia Bidena i zrobiła nowe otwarcie. Nie można jej lekceważyć.
Za tydzień postaram się napisać kilka zdań o wyborach prezydenckich 2025 w Polsce.
KRÓTKO o Brańsku:
- Najpóźniej do końca września mamy poznać nazwisko nowego sekretarza miasta Brańsk
- Ruszyły pierwsze prace (na razie rozbiórkowe) przy remoncie ul. Boćkowskiej
- W ramach budżetu obywatelskiego miasta Brańsk złożone zostały 3 projekty. Więcej szczegółów wkrótce
- Ruszyła adaptacja dawnego posterunku policji na potrzeby Brańskiego Klubu Malucha. Pierwsze zajęcia w nowej placówce mają odbyć się w styczniu 2025 roku
- Z ogłoszeń parafialnych: W świetlicy przy ul. Binduga w czwartki o godz. 17.30 odbywają się spotkania członków grupy AA. Każdy może tam także uzyskać wiedzę, w jaki sposób pomóc osobom uzależnionym w wyjściu z nałogu.
- 15 września na brańskim zalewie odbyły się zawody wędkarskie organizowane przez Podlaski Klub Feederowy
SPORT
Złote dziecko brańskiej piłki. Rekordowy mecz Pioniera
Kącik sportowy (dzisiaj nie tylko piłkarski) rozpoczynamy tradycyjnie od drużyny Pioniera, która w ciągu minionych dwóch tygodni rozegrała 2 mecze, a także była jednym z uczestników losowania II rundy Okręgowego Pucharu Polski.
W okręgówce brańszczanie najpierw zremisowali na wyjeździe z Dębem Dąbrowa Białostocka (choć w odległym dla gospodarzy Michałowie). Było to spotkanie, w którym pokazali charakter, ponieważ wyciągnęli wynik z 0:2 na 3:2, dzięki bramkom szwagrów – Karola Kosińskiego i Pawła Zawadzkiego. W końcówce jednak rywale użyli swojego atutu, czyli byłego zawodnika ekstraklasowych boisk – Jacka Markiewicza. Uznawany za jedną z legend Jagiellonii, 47-latek wyrównał stan rywalizacji, a mecz zakończył się podziałem punktów.
W losowaniu Okręgowego Pucharu Polski, a więc rozgrywek, w którym udział biorą wszystkie najważniejsze drużyny stowarzyszone w Podlaskim Związku Piłki Nożnej (za wyjątkiem mistrza Polski – Jagiellonii, która gra w ogólnopolskim PP), rozpoczynający swoje zmagania od II rundy Pionier, wylosował Krypniankę Krypno, a więc drużynę z IV ligi, czyli grającą o szczebel rozgrywkowy wyżej. Mecz zaplanowano na środę, 25 września w Brańsku. To ważna informacja, bo brańszczanie w tym sezonie jeszcze u siebie w sensie dosłownym – nie zagrali. Kibice nie ukrywają, że bardzo chcą zobaczyć swój zespół na swojej ziemi.
Z kolei w sensie metaforycznym, ostatnie domowe spotkanie Pionierzy rozegrali w minioną sobotę, gdy w Łapach rozgromili tamtejszą Pogoń aż 10:1. Jest to rekordowe zwycięstwo w krótkiej historii występów Pioniera z podlaskiej okręgówce. Zapewne w księdze z rekordami można też umieścić hat tricki uzbierane przez dwóch zawodników w jednym meczu (chyba, że takowa sytuacja już wcześniej miała miejsce), a dokładniej znowu wspomnianych szwagrów – Kosińskiego i Zawadzkiego. Wypada dodać, że pozostałe 4 trafienia dorzucili młodzieżowcy: Zdanowicz (2x), Zimnoch oraz Skowroński, który w ostatniej akcji meczu zrobił dwucyfrówę 😉
Na dłużej zatrzymam się przy ostatnim z nich. Kacper w momencie pisania tego tekstu ma zaledwie 15 lat, 6 miesięcy i 22 dni, a więc aby mógł grać z seniorami, wcześniej stosowną zgodę musieli podpisać: lekarz medycyny sportowej oraz rodzice zawodnika, ponieważ Kacper nie ma ukończonych, wymaganych w sytuacjach zwyczajnych – 16 lat. Podejrzewam, że problemu ze zgodą nie było, ponieważ jego Tata (pozdrawiam, Andrzejku!) przez wiele lat grał w Pionierze, jeszcze za czasów trenera Jakimiuka i piłkarską pasją zaraził nie tylko Kacpra, ale także jego młodszych braci – Adama i Michała.
Dodam, że cała trójka swego czasu pomagała mi nagrywać skróty meczu Pioniera, a ich Tata zapewniał zwyżkę, dzięki której można było uwieczniać mecze z góry. Była pełna profeska jak na amatorskie granie – mogę chyba poradzić, że warto obecnego operatora uzbroić w sprzęt z co najmniej lepszym zoomem, bo naprawdę z trudem ogląda się aktualne nagrania (z telefonu?), co utrudnia też ocenę sytuacji. Pamiętajmy również, że większość osób przegląda wideo, a nawet czyta ten „PT” już nie na laptopach, ale na małych ekranach smartfonów.
Wróćmy do naszego odkrycia. Co ciekawe, po raz pierwszy o Kacprze pisałem już w 2018 roku na łamach Gazety Współczesnej, gdy ten miał zaledwie 9 lat. A dokładniej to wielką przyszłość wróżył mu w swojej wypowiedzi trener młodzieży Pioniera, Mariusz Topczewski. Wówczas skupialiśmy się przede wszystkim na przeszłości klubu oraz zdolnych uczniach, gdyż seniorski Pionier miał okres niebytu na piłkarskiej mapie Podlasia. A dzisiaj? Nową historię brańskiego klubu, w podlaskiej klasie okręgowej tworzy m.in. Kacper, który w brańskiej drużynie występował od żaka do młodzika, z krótką przygodą w AP Brylant Bielsk Podlaski. Cóż. Czas szybko mija, co najlepiej widać po tym jak rosną nasze dzieci.
Podsumowując: Pionier w ostatnich dwóch meczach uzbierał 4 punkty. W pierwszym przypadku – po wyrównanym boju, a w drugim – po jednostronnym widowisku. Na papierze były to drużyny z dolnej części tabeli, ale udane spotkanie z nieobliczalnym Dębem może mimo wszystko służyć za dobrą monetę. Z kolei przeciwnik z Łap, jak dotąd, spełnia wiele warunków, by stawiać go w gronie kandydatów do spadku (zaledwie 3 punkty, dzięki 3 remisom i 3 porażki + najwięcej straconych bramek), choć jeszcze większe powody do zmartwień ma Mielnicki KS (tylko 1 uzbierany punkt). Wyniki meczów podlaskiej klasy okręgowej w tym sezonie zaskakiwały jednak kibiców nie rzadziej niż te z mocno loteryjnej Ekstraklasy. Tutaj naprawdę każdy może wygrać jak i przegrać z każdym, a odrabianie nawet 3 bramek w meczu nie jest czymś szczególnym.
W tym momencie Pionier ma dokładnie po 2: zwycięstwa, remisy i porażki i sytuuje się w środku tabeli. Kolejne spotkanie brańszczanie rozegrają w Sejnach, w sobotę, 21 września o 15:00. Ich przeciwnikiem będzie tamtejsza Pomorzanka. Będzie to też najdłuższy wyjazd Pioniera w tym sezonie ligowym (ok. 190 km w jedną stronę).
Skorpion Kalnica – w koło Macieju
W koło Macieju z dwóch powodów. Po pierwsze szkolenie najmłodszych zawodników to proces ciągły – wydaje się, że wszystko odbywa się w kółko, tyle że dzieciaki przeskakują co rusz do starszych grup wiekowych.
Po drugie, dosłownie – gminna akademia wzbogaciła się właśnie o nowego trenera – Macieja Łagodę. To kolejny szkoleniowiec, który pochodzi z Brańska lub jego okolic, ale w tym przypadku jest on bogaty o pracę w większym mieście, a dokładniej w Białymstoku (Włókniarz).
Powtórzę swój komentarz: Prezes, dostawiaj trzecie półkie na puchary! Z takim trenejro szybko się zapełni.
—
Wyniki poszczególnych grup wiekowych Skorpiona może nie będą podawane regularnie (w sensie – co do kolejki) w kąciku sportowym, ale z racji na nawiązanie oficjalnego patronatu przez BNS, z pewnością w tym sezonie będę częściej odwiedzał zarówno Orlik w Kalnicy jak i stadion w Brańsku, gdzie młodzi adepci piłki nożnej rozgrywają swoje mecze.
Team Sznur Carp – najgorsze miejsce dla sportowca, ale miejsce w elicie
UWAGA: Wyniki teoretycznie mogą jeszcze ulec zmianie (nie dotyczy podium), ale jest to mało prawdopodobne w przypadku drużyny z Brańska.
Mówi się, że czwarte miejsce jest najgorszym, jakie może zająć sportowiec, ponieważ z reguły nie daje medalu, nie zapewnia pucharu czy też dodatkowej gratyfikacji finansowej jak np. w przypadku polskich olimpijczyków – emerytury.
Nie brak jednak i takich przypadków, gdy zajęcie czwartej lokaty zwyczajnie jest podkreśleniem miejsca w elicie danego zawodnika czy drużyny. Zapewnia więc prestiż. I tak właśnie stało się od 8 do 15 września, gdy brańszczanie z Teamu Sznur w składzie: Marcin Podolszański, Krystian Podolszański, Łukasz Trusiak oraz Daniel Klinicki rywalizowali na pomorskim jeziorze Wygonin w ramach ogólnopolskich Carp Wars.
Do trzeciego miejsca zabrakło dość dużo, ale przewaga nad piątą drużyną była jeszcze bardziej okazała. Nie ma więc czego żałować, a wynik 48,225 kg wyliczony na podstawie 3 największych złowionych ryb może być sporym powodem do dumy.
Ponadto największy karp TS, a właściwie potężne karpisko ważył(o) aż 18,200 kg, z kolei rekordowy bydlak, którego zresztą ułowili zwycięzcy całych zawodów liczył sobie 25,625 kg. Wyobraźcie sobie, by rzucić taką sztuką na wigilijny stół – zabrakłoby miejsca dla innych potraw 😛
Na koniec mała uwaga na przyszłość, a raczej propozycja. Niektóre z drużyn, podkreślam niektóre, bo raczej w mniejszości jest taka praktyka, miały w nazwie swoje miejscowości. Miło by było, gdyby i nasi wędkarze też na kolejnych zawodach, a może i na stałe przykleili do siebie też nazwę Brańsk (np. Team Sznur Carp Brańsk). Oczywiście to tylko zachęta, bo Panowie wiedzą, że ja im mebli w domu przestawiać nie zamierzam 😉 Myślę jednak, że wtedy na pewno będą mogli liczyć na lepszą promocję, nie tylko ze strony lokalnych mediów, bo takowa przecież już jest.
Paweł Ożarowski: samotność (brańskiego) długodystansowca
Na koniec kącika sportowego, historia Pawła Ożarowskiego, czyli ostatniego czynnego brańskiego biegacza. Wszystko na to wskazuje, bo po odejściu z naszej parafii prawosławnej przez ultramaratończyka ks. Marka Jakimiuka, nie słyszałem by ktoś jeszcze poza „Ozim” startował regularnie w zawodach i zajmował tamże w miarę przyzwoite lokaty. Oczywiście zdarzają się też pojedyncze starty osób z Brańska i okolic w różnych biegach, ale trudno je usystematyzować tak dobrze jak od lat robi to Paweł. Tak czy inaczej, korzystając z okazji zachęcam innych naszych biegaczy o przesyłanie, w miarę możliwości, relacji ze swoich występów. Pokażcie, że jest Was więcej!
Paweł Ożarowski obecnie ma 44 lata. Wydaje się, że po 40. biega się już przede wszystkim dla zdrowotności, ewentualnie dlatego, że ma się takie hobby, być może z powodu wieloletniego przyzwyczajenia do codziennych treningów. Wszystkie trzy wspomniane czynniki to w przypadku Pawła – prawda, ale dodajmy do tego gen rywalizacji. Pawłowi wciąż chce się chce stawać w szranki i uzyskiwać jak najlepsze rezultaty, tak jak udawało mu się przed laty.
- W szkole średniej byłem czołowym zawodnikiem w Polsce w biegach przełajowych i na stadionie, a największe osiągnięcie z tamtego okresu, to zdobycie brązowego medalu w Pucharze Europy w Stambule w 1998 roku na dystansie 2000m przez przeszkody – mówi brański biegacz.
Jak mówi, dzięki bieganiu czuje, że pożytecznie spędza nieco mniej zobowiązujący czas:
- Wolny czas, który pozostaje po pracy zawodowej i życiu rodzinnym przeznaczam na treningi, gdyż nie pozwala mi to na marnowanie go na picie piwa przed telewizorem, co w dłuższej perspektywie nie jest też fajne dla zdrowia. Człowiek musi mieć jakieś hobby, żeby móc się mądrze zresetować. W przeciwnym razie wykończy się psychicznie. I nieważne czy się wędkuje, zbiera znaczki czy uprawia sport. Ważne żeby robić coś co sprawia nam przyjemność i daje odpocząć głowie – dodaje popularny „Ozi”.
Ożarowski dumnie podkreśla, że jako zawodnik reprezentuje swoje rodzinne miasto:
- Wypełniając zgłoszenie do zawodów w dziale: klub, wpisuję Brańsk Daje Radę (fikcyjny klub) po to żeby komentator wyczytał to hasło, gdy wbiegam na metę i gdy odbieram puchar – Paweł Ożarowski – Brańsk Daje Radę! Myślę, że dobrze to brzmi. Zawsze utożsamiałem się z naszym miastem, wcześniej (jeszcze w latach mojej najlepszej formy sportowej), podkreślałem, że biegam dla klubu Podlasie Białystok, dla białostockiej szkoły średniej ale przede wszystkim dla miasta z którego się wywodzę, gdzie się urodziłem, gdzie jest mój dom i gdzie dokończę swojego żywota. Taki małomiasteczkowy patriotyzm na miarę własnych możliwości – podkreśla dumnie biegacz.
Zarazem smuci go obecny stan brańskiej lekkoatletyki. Tej samej, która w jego czasach szkolnych słynęła w regionie z wielu osiągnięć:
- Najgorsze, że młodych w wieku szkolnym nie widać na zawodach tak często jak kiedyś. Ponadto brańska bieżnia jest zdecydowanie rzadziej uczęszczana, niż kilka-kilkanaście lat temu. Wówczas było nie do pomyślenia. Bardzo chciałbym, aby udało się u nas reaktywować LA i doczekać się w Brańsku przynajmniej 1-2 wyróżniających się zawodników, szczególnie w biegach, których moglibyśmy wysłać w region czy nawet w kraj na zawody czy też na stałe do lepszych klubów – zauważa Ożarowski.
W tym roku Pawłowi udało stawać się na podium w swojej kategorii wiekowej m.in. w bielskim Biegu Tura – tym samym, którego rekord trasy dzierżył przez 3 ostatnie lata. Podobnie, z powodzeniem wystąpił w białostockiej Nocnej Piątce, a w ostatnim (sobotnim) biegu „Przybij piątkę w Kleosinie” zwyciężył. Ożarowski nie uprawia więc sztuki dla sztuki, choć w przypadku biegów i tę warto docenić, ale systematycznie i od wielu lat uzyskuje czołowe lokaty.
„Ozi” zarazem z zaciekawieniem obserwuje poczynania seniorów, którzy pomimo przekroczenia 60. roku życia, a nierzadko i towarzyszącej temu niepełnosprawności, wraz z nim biorą udział w biegach. – Mam nadzieję, że zdrowie i ciągła motywacja pozwolą mi rywalizować na trasach biegowych jak najdłużej – podsumowuje.