Zmarł Edward BOLESTA – Bitwa o kurniki. Kolejny etap – Zapowiedź sesji RM Brańsk – Zmiana wikarego – Jagiellonio, czy my śnimy? – Upamiętniać trzeba umieć – Ulmowie – tak, brańscy Sprawiedliwi – nie? – Spowiedź Marka Malinowskiego – Dlaczego odpadliśmy z Euro?
Edward BOLESTA (1949-2024)
W wieku 75 lat, po długiej i ciężkiej chorobie, odszedł Heronim Edward BOLESTA.
Zmarły był w Brańsku osobą znaną niemal wszystkim – przez wiele lat zarządzał miejską gospodarką komunalną, również bardzo długo, zresztą najdłużej w historii odpowiadał za tutejsze koło wędkarskie, za co zresztą otrzymał tytuł honorowego prezesa.
Ostatnie lata życia, już jako emeryt i wdowiec spędził dość aktywnie, ponieważ był przewodniczącym Rady Miasta Brańsk. Niestety pod koniec ponad 5-letniej kadencji (2018-2024) ciężka choroba, z którą od dawna dzielnie walczył, dała o sobie znać, a w ostatnich miesiącach życia przykuła go do łóżka.
Pamiętam dobrze naszą ostatnią dłuższą rozmowę. Przyjechałem nad zalew z aparatem, by wykonać trochę zdjęć, a Pan Bolesta, którego nazywałem sympatycznie marszałkiem Brańska oczywiście łowił ryby nad rzeką. Spotkaliśmy się przypadkiem, ale była to dobra okazja by porozmawiać o naszym miasteczku, spojrzeć na jego przyszłość z różnych perspektyw. Zawsze łączyły nas miłe relacje, choć niemal zawsze służbowe. Szkoda więc, że Pan Edward ostatecznie nie wstąpił do Brańskiego Klubu Seniora, pozostając na liście rezerwowej.
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie. Wyrazy współczucia Rodzinie.
Bitwa o kurniki – kolejny etap
Przed kilkoma dniami napisała do mnie osoba z Rudki z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą planowanej budowy fermy drobiu na terenie owej gminy. Wszystko z powodu publikacji decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, którą miał za zadanie wydać tamtejszy wójt. Miał on rzecz jasna dwa wyjścia – albo opiniować inwestycję pozytywnie albo w miarę swoich możliwości – dać weto.
Marcin Gawrysiak wydał decyzję pozytywną, co oznacza zielone światło samorządu dla realizacji planów rodziny Kosińskich oraz firmy Wipasz.
Ktoś zapyta – w czym problem? Przecież wójt skorzystał z przysługującego mu prawa.
Tak, ale nie można mówić, że miał wolny wybór, ponieważ wcześniej stał się poniekąd zakładnikiem własnych słów. Wszystko dlatego, że podczas spotkania z mieszkańcami gminy w lutym 2023 roku, którego przebieg relacjonowałem na łamach portalu Bielsk.eu, padła bardzo konkretna deklaracja:
– Wójt Marcin Gawrysiak starał się zważać na argumenty obydwu stron, ostatecznie podkreślając jednak, że „wybrała go większość, więc zadecyduje tak jak większość”.
A zdecydowana większość osób obecnych na spotkaniu była przeciw budowie kurzej fermy, co jeszcze dobitniej potwierdziła późniejsza petycja z masą zebranych podpisów.
Przypomnę, że w 2018 roku elektorat Gawrysiaka nie był tak okazały jak po ostatnich wyborach samorządowych. Wiosną 2024 roku mogliśmy przekonać się o tym jakim poparciem rzeczywiście dysponuje. Otóż w ciągu 5,5 roku lat wzrosło ono ze skromnych 52,12 aż do aż 70,52 proc.
Wielu mieszkańców gminy podkreślało przed ostatnimi wyborami, że skoro wójt obiecał, że nie wyda zgody na budowę fermy i dodatkowo podtrzymał ową deklarację w czasie kampanii wyborczej, to jako ogólnie dobry włodarz, otrzyma ich głos. Przywołując więc te opinie, można dojść do wniosku, że deklarowany wtedy negatywny stosunek wójta do planów budowy fermy był dla ogromu wyborców czynnikiem decydującym o tym czy otrzyma ich głos czy nie.
Naprawdę, sporo osób uznało, że skoro wójt jest przeciwko kurnikom, podobnie jak jego kontrkandydatka, to po co dokonywać zmian, po co – niczym w tej reklamie – przepłacać, skoro nie widać różnicy?
Dziś, po publikacji decyzji na BNS i towarzyszącej postowi dyskusji, nasuwają się konkretne pytania sformułowane osobiście przez Czytelników:
– Dlaczego wójt pomimo zdecydowanego sprzeciwu radnych na nieformalnym spotkaniu, ostatecznie podjął inną decyzję?
– Dlaczego o publikacji decyzji nie została wcześniej poinformowana przewodnicząca Rady Gminy? Izabela Zapisek twierdzi, że dowiedziała się o wszystkim z internetu.
– Dlaczego (cytuję Czytelniczkę): Dziwnym trafem znikł ostatni wpis na stronie ,, Gmina Rudka ,, w której Wójt informuje o wydaniu pozytywnej decyzji na budowę fermy?
I wreszcie:
– Dlaczego decyzja wójta została wydana po wyborach, a nie przed?
Prawdopodobnie kolejny akt tej sprawy nastąpi w najbliższy czwartek, 27 czerwca (10:00), ponieważ wtedy odbędzie się sesja Rady Gminy Rudka. Wszystko wskazuje, że nie zabraknie na niej mieszkańców gminy. Być może – podobnie jak na spotkaniu w lutym 2023 roku – pojawią się tam także przedstawiciele drugiej strony konfliktu.
Niezależnie czy zdalnie czy na miejscu – postaram się zrelacjonować kolejne akty tego sporu i chętnie wysłucham argumentację – wszelkie za i przeciw, wszystkich osób, które zabiorą głos. Mam nadzieję, że dyskusja nadal będzie merytoryczna, a emocje nie wezmą góry.
CZYTAJ TEŻ: Relacja ze spotkania – 20 lutego 2023
Raport o stanie miasta na wokandzie
A propos sesji samorządu. W Brańsku dzień później, czyli w piątek, 28 czerwca o 14:00 odbędzie się sesja Rady Miasta, a wśród wielu jej punktów pojawi się omówienie raportu o stanie miasta Brańsk za 2023 rok oraz utworzenie Brańskiego Klubu Malucha wraz z określeniem sposobu jego funkcjonowania.
W porządku obrad nie znalazło się miejsce dla dyskusji o wykluczeniu komunikacyjnym Brańska. Przypominam, że taką prośbę sformułowałem nie w formie publicystycznej, którą można puścić koło uszu, ale oficjalnie – jako uczestnik poprzedniej sesji. Mam jednak nadzieję, że radni poruszą ten temat przy omówieniu raportu, albo w czasie wolnych wniosków i zrobią to sami z siebie.
Wystarczy spojrzeć na ostatnie zmiany w rozkładzie jazdy. Przecież wakacyjna jego forma to dla brańszczan obraz nędzy i rozpaczy. Serio będziemy na to bezrefleksyjnie patrzeć?
Zmiana wikarego
W 34. PT wspominałem o święceniach kapłańskich w drohiczyńskiej katedrze, które jako jedyny przyjął ks. Karol Młynarczyk. Życzyłem mu powodzenia, ale nie spodziewałem się wówczas, że ów młody ksiądz lada moment trafi na swoją pierwszą placówkę duszpasterską do Brańska, zastępując tym samym ks. Daniela Konika.
Oto krótki biogram duchownego.
Ks. Karol Młynarczyk urodził się 17 kwietnia 1999 roku w Sokołowie Podlaskim. Pochodzi z parafii pw. św. Stanisława w Knychówku. Jest synem Jana i Elżbiety Renaty z domu Mazurek. Ma braci: Grzegorza, Piotra i Pawła oraz siostrę Weronikę.
Edukację rozpoczął w 2005 roku w Zespole Placówek Oświatowych w Korczewie. W latach 2015 – 2018 uczęszczał do I Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Świętej Rodziny w Siedlcach.
W 2018 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Drohiczynie. 26 maja 2023 roku w katedrze Trójcy Świętej w Drohiczynie z rąk biskupa Piotra Sawczuka przyjął święcenia diakonatu. 7 maja 2024 roku obronił pracę magisterską pod tytułem: „Dzieje parafii rzymskokatolickiej w Knychówku w latach 1493 – 2000” napisaną pod kierunkiem księdza doktora Zenona Czumaja.
Na obrazku prymicyjnym umieścił słowa z hymnu Te Deum: „W Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”.
To moja mocno subiektywna opinia, ale uważam, że ostatni skład personalny brańskiej parafii był najlepszy od wielu lat. Na pewno dobry we współpracy. Oby tę jakość podtrzymano także z nowym wikarym.
Jagiellonio, czy my śnimy?
Wciąż trudno przyjąć do wiadomości, że nasz region doczekał się mistrza Polski w piłce nożnej. Czasami trzeba nas, kibiców wręcz uszczypnąć, przypominając że:
– Czeka nas spotkanie o Superpuchar Polski z Wisłą Kraków, którego daty jeszcze nie ustalono (7 lipca odpada z powodu organizacji tego dnia Kongresu Świadków Jehowy na Stadionie Miejskim)
– W lipcu zagramy z fińską lub litewską drużyną w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jagiellonia i UEFA Champions League – to brzmi najbardziej atrakcyjnie i egzotycznie zarazem. Było to losowanie marzeń – łatwiej trafić nie mogliśmy. Wykorzystajmy to, a jesienią wystąpimy w fazie grupowej europejskich pucharów – jeśli nie we wspomnianych rozgrywkach, to w Lidze Europy lub Lidze Konferencji. Tak, wystarczy do tego wygrać chociaż jeden eliminacyjny dwumecz.
– Najdziwniej jednak poczułem się, gdy ostatnio kupiłem żółto-czerwony szalik z napisem „Mistrz Polski”. Rewelacyjne uczucie 🙂
—
W tym tygodniu w białostockim kinie Helios przy licznym udziale publiczności odbyła się premiera kolejnego odcinka serialu Canal+. Ja. Kapitan. Jego bohaterem jest Taras Romańczuk z Jagiellonii. Piękna historia jak z przeciętnego kopacza dzięki ciężkiej pracy, pokorze, ale i szczęściu można zostać uczestnikiem Mistrzostw Europy. Świetnie ukazano tutaj drogę jaką przebył nasz klub na drodze do upragnionego tytułu. Ciary gwarantowane. Gorąco polecam.
Upamiętniać trzeba umieć
Wrócę na chwilę do osoby śp. przewodniczącego Bolesty. Oficjalnie to z jego inicjatywy, choć nie ukrywam, że sam również maczałem w tym palce, brańskie rondo u zbiegu DK 66 i DW 681 nosi dzisiaj imię ks. prał. Romana Wodyńskiego. Myślę, że zdecydowana większość brańszczan tę decyzję popierało wówczas i popiera ją nadal, choć znam i zagorzałych przeciwników, ale ci są w zdecydowanej mniejszości i do tej pory nie mieli odwagi głośno się odezwać.
Duchowny był wieloletnim proboszczem i dziekanem brańskim oraz kapelanem wielu środowisk. Kapłan, który brańszczaninem się nie urodził, ale brańszczaninem zmarł i to jako postać zasłużona nie tylko dla wiernych tutejszej parafii, ale i dla mieszkańców miasta i okolic.
Zabrakło tylko oficjalnego odsłonięcia tablicy na rondzie, ale już trudno. Liczy się przede wszystkim sam fakt upamiętnienia. Upamiętnienia uzasadnionego.
Dlaczego o tym wspominam? Otóż w Białymstoku dla odmiany doszło do kolejnego aktu farsy pt. upamiętnienie kolegi prezydenta. Mowa rzecz jasna o osobie Pawła Adamowicza. Oczywiście niech mu ziemia lekką będzie, ale przecież to nie ja wywołałem jego postać, tylko prezydent Truskolaski i większość białostockich radnych miejskich. I to po raz wtóry!
Ci najpierw w 2019 roku nadali człowiekowi kompletnie niezwiązanemu z miastem (byłemu prezydentowi Gdańska) tytuł honorowego obywatela Białegostoku przy wyraźnym sprzeciwie aż 12 radnych PiS-u, co już powoduje wielki niesmak i powinno spowodować ciarki wstydu u pomysłodawców. W końcu co to za HOMB, którego kandydatura nie przechodzi przez aklamację?
Z kolei teraz skwer w samym centrum Białegostoku zwany przez tutejszych skwerem Zamenhofa przechrzczono, ale już oficjalnie na skwer Adamowicza. Po remoncie otwarto go z wielką pompą. Po raz kolejny przy ogromnym sprzeciwie mieszkańców, którzy nie widzieli w tym sensu, logiki, ani uzasadnionej formy oddania szacunku dla zmarłego. Pisali o tym często i gęsto w internecie. Swego czasu ja razem z nimi. Podkreślam – swego czasu, bo za pierwszym upamiętnieniem do tego stopnia nie spodobało się to ludziom z Urzędu Miejskiego, że zablokowali mnie na Facebooku, co przyznacie – dla dziennikarza piszącego o Białymstoku było wręcz formą cenzury i bardzo utrudniało mi pracę.
A pamiętam, że pisałem na temat i kulturalnie – tyle, że prawda zabolała.
W końcu szacunek i chęć upamiętnienia powinien być realizowany w sposób naturalny, a nie na siłę. Znamy przecież miejsca, gdzie dla odmiany – Lech Kaczyński doczekał się pomników i ulic, a niekoniecznie chcieli tego mieszkańcy. Tyle, że tę osobę łatwiej obronić. Kaczyński był prezydentem RP, a nie lokalnym samorządowcem i zginął w największej katastrofie w powojennej historii Polski, którą jakoś przecież upamiętnić wypada.
Czy trzeba z kolei upamiętniać to, że wariat postanowił kogoś zadźgać nożem? Na dodatek człowieka, od którego przed jego ostatnim wyborem na urząd prezydenta miasta, odcięła się nawet własna partia PO (Adamowicz startował z własnego komitetu)? Dlaczego tak było? Dlaczego ci, którzy go zostawili, potem wylewali po jego śmierci krokodyle łzy? Czy nie był to pokaz obłudy?
Do brzegu. Nawet jeśli prezydenci wspomnianych miast się przyjaźnili, to ich osobista relacja mnie nie obchodzi. Jako mieszkaniec Białegostoku jestem zażenowany. Przy okazji z racji, że tu się urodziłem, tutaj studiowałem, tutaj mieszkam i tu pracuję, też poproszę o honorowe obywatelstwo i skwer swojego imienia. Na pewno bardziej na to zasłużyłem niż Paweł Adamowicz. On ma tylko dwa argumenty więcej – był kolegą/przyjacielem prezydenta Truskolaskiego i jest (niestety – co podkreślam) martwy. Ja z kolei żyję i muszę czekać na swoją kolej.
Samorządowcy, politycy – pamiętajcie, że nie warto robić czegoś na siłę, wbrew woli mieszkańców, wbrew duchowi i klimatowi typowemu dla danej społeczności. To się potem zemści. Potem przyjdzie inna władza i będzie zdejmować wasze tabliczki i będzie wam wstyd. Historia zna takie sytuacje – mnogo ich.
Ulmowie – tak, brańscy Sprawiedliwi – nie?
Na temat ostatniej peregrynacji relikwii bł. rodziny Ulmów, która oddała życie za żydowską rodzinę będzie krótko, bo co do zasadności kultu tych osób zastrzeżeń nie ma. Wypełnili oni ewangeliczne słowa o tym, że nie ma większej miłości niż oddać życie za przyjaciół swych. Dobrze, że ich relikwie pojawiły się w Brańsku, bo to miejsce szczególnie bliskie owej rodzinie.
Bliskiej rzecz jasna z powodu bohaterów, którzy analogicznie ryzykowali swoim życiem, a nawet to życie tracili. Dlaczego o nich jest nadal cicho w Polsce, a o Ulmach wiedzą już wszyscy co najmniej średnio ogarnięci Polacy?
Propagowanie pamięci o brańskich Sprawiedliwych należy wprowadzić na wyższy poziom. Powinniśmy uczynić z ich postawy nasze dziedzictwo – znak rozpoznawalny Brańska. Tablica to za mało. Medale z instytutu Yad Vashem to za mało. Niby są to upamiętnienia i wyróżnienia trwałe, ale na co dzień łatwo jest o nich nie pamiętać. A trzeba zrobić tak, by Sprawiedliwym z Brańska i okolic postawić pomnik – albo dosłownie albo w przenośni (np. poprzez cykliczną inicjatywę, o której będzie głośno), albo jedno i drugie.
Przywoływanie chwalebnej historii to jeden z elementów promocji Brańska, na które będę wielokrotnie kładł nacisk w swoich tekstach, proponując różne rozwiązania.
Spowiedź Marka Malinowskiego
Nie. Nie dokonałem jej ja. Zrobił to dziennikarz Kuriera Porannego Andrzej Kłopotowski, który umieścił rozmowę z wicemarszałkiem województwa podlaskiego w piątkowym Magazynie.
Najpierw warto przypomnieć tło rozmowy. W największym skrócie – po wyborach samorządowych w 30-osobowym składzie radnych Sejmiku Województwa Podlaskiego, 15 pochodziło z listy PiS-u, 14 z koalicji rządzącej w kraju (PO i TD, bo Lewica w Podlaskiem nie uzyskała mandatu), a 1 z Konfederacji. Prosta kalkulacja mówiła – PiS przekonuje Stanisława Derehajłę i utrzymuje większość w Marszałkowie. Ostatecznie doszło jednak do zaskakującego rozłamu i dwoje radnych PiS-u przeszło na stronę zwycięskiej w ten sposób – PO. Wskutek tego dotychczasowi członkowie zarządu województwa – Marek Malinowski i Wiesława Burnos teraz zostali wicemarszałkami, choć ten awans kosztował ich wiele słów krytyki, a nawet hejtu pochodzącego z dotychczasowego środowiska politycznego, ale i od wyborców, którzy nie wiedzieli, że głosując na PiS, ich wybór padnie ostatecznie na PO.
O tym właśnie opowiedział związany z PiS-em od 2001 roku Malinowski, którego po wielokroć nazwano zdrajcą. Bronił swojej decyzji, podkreślając że odejścia z partii, polityczne transfery to codzienność. Wśród osób, które wg niego zmieniały przynależność partyjną dla własnych korzyści wymienił m.in. samego marszałka Artura Kosickiego, który w przeszłości był doradcą prezydenta Tadeusza Truskolaskiego, a także radnego sejmiku Roberta Jabłońskiego (również w kontekście PO) czy nawet posła Sebastiana Łukaszewicza, który chyba najgłośniej na Podlasiu wykrzykiwał słowo „zdrajca!”. Malinowski zarzucił mu, że: dokonał transferu z PiS-u do Solidarnej Polski, m.in. dlatego, że będąc członkiem SP mógł liczyć na stanowisko wicemarszałka województwa.
Wicemarszałek Malinowski narzekał także na szefa podlaskich struktur PiS-u, Jacka Sasina, który wg niego miał być zbytnio skupiony na osobie marszałka Artura Kosickiego. Najkrócej mówiąc, Malinowski w wywiadzie kreuje osobę Kosickiego na kogoś kto – delikatnie to ujmując – niezbyt wsłuchiwał się w głosy członków powiatowych struktur PiS-u, wręcz odmawiając im prawa do głosu, a także na kogoś, kto marginalizował rolę i kompetencje innych członków zarządu województwa. Wspomniano także o odsunięciu na boczny tor europosła Krzysztofa Jurgiela, który dziś nie pełni już żadnej funkcji, dodatkowo będąc zawieszonym w prawach członka PiS-u.
Malinowskiemu nie spodobało się również, że samorząd województwa podlaskiego był reprezentowany na zewnątrz nie tylko przez członków zarządu, ale także przez sekretarza, dyrektora gabinetu, a nawet rzecznika prasowego.
KP: Czyżby w Marszałkowie było jak w MON za Macierewicza i Misiewicza? 😉
W wywiadzie Malinowski podkreślił także, że czuje się bardziej samorządowcem niż politykiem, dlatego skupia się bardziej na budowach dróg czy też remontach szpitali. Wg niego wielką politykę należy zostawić posłom w Sejmie. Swoją spowiedź zakończył słowami, że PiS w Podlaskiem ma z demokracją coraz mniej wspólnego, ale to już nie jego zmartwienie, ponieważ interesuje go przede wszystkim praca na rzecz województwa.
Więcej w piątkowym Kurierze Porannym.
Dlaczego odpadliśmy z Euro?
Było o Jagiellonii, a zakończymy reprezentacją Polski, która jest chyba najbardziej jagiellońska w historii, ponieważ prowadzi ją trener stulecia Jagiellonii Michał Probierz, a grają w niej pierwsze skrzypce: Taras Romańczuk, czyli aktualny jagiellończyk, a także byli zawodnicy Jagi: Frankowski, Świderski oraz wchodzący na końcówki, Grosicki. Jak już kiedyś wspominałem, nie ukrywam, że dla mnie osobiście kibicowanie ma także wymiar stricte osobisty, ponieważ od wielu lat przyjaźnię się z rzecznikiem reprezentacji Emilem Kopańskim. Przez to zawsze życzę mu po ludzku jakiejś dodatkowej premii – oczywiście takiej normalnej, a nie jak próbowano to zrobić w Katarze za Michniewicza 😉
Niestety w tym roku nie będzie jednak mowy o żadnym bonusie za wyjście z grupy. Nasza reprezentacja tak jako ostatnia – psim swędem zakwalifikowała się na Euro, tak i po dwóch porażkach pierwsza z niego odpadła. Wszystko wydaje się więc logiczne, dlatego skąd i po co ten hejt na naszych piłkarzy i trenera? Powracają stare zwyczaje?
Po pierwsze mieliśmy ciągłe zmiany selekcjonerów i naprawdę – teraz wreszcie kadrę objął poważny człowiek. Miał on niewiele czasu – szalenie mało, a reprezentacja to nie klub – niewiele dni spędza się ze swoimi zawodnikami. Budowa drużyny wg swojej koncepcji musi potrwać.
Dlatego zamiast cieszyć się, że jakoś dostaliśmy się na te ME, to teraz wielu z nas jedzie po kadrze jak po burej suce za odpadnięcie już po dwóch meczach. A to nie miało tak być? A to nie mieliśmy niskich oczekiwań z góry? Oczywiście sprawdza się stary i stały scenariusz, że najpierw dziennikarze sportowi pompują balonik, a później pierwsi rzucają się kadrze do gardeł. Tyle, że teraz zrobili to po godnej porażce w pierwszym meczu, a nie na długo przed turniejem.
Mierzmy siły na zamiary. Holandia była za mocna, Austria ma najlepszą reprezentację od bardzo dawna, dlatego pokonała nas po aż 30 latach niemocy. Ponadto ich trener jest wybitnym taktykiem, który miał więcej czasu od Probierza, a wczoraj zwyczajnie udało mu się nas rozpracować. Czasami tak bywa, że wygrywa zwyczajnie lepszy i trzeba to uszanować, a nie płakać nad rozlanym mlekiem. Nie uważam, że nasi piłkarze przynieśli nam wstyd. Zagrali tylko jedną dramatycznie słabą połowę z czterech, a trener Probierz próbował coś zrobić, ryzykując składem. Trudno – ryzyko się nie opłaciło i we środę pojedziemy do domu jak prawie połowa innych reprezentacji.
Przypominam tylko, że w 2012 roku mieliśmy Euro u siebie, grupę najłatwiejszą w historii (teraz była najtrudniejsza) i trenera w dresie, który zagrał spotkanie z Grecją bez ani jednej zmiany! Na dodatek otrzymując opasły raport przed turniejem, olał lekturę, mówiąc: ch**a grają, opier***imy ich!”. Widzicie różnicę w odpadaniu z turnieju? Bo ja wielką. Tam nie było żadnych perspektyw, a za Probierza już są.
Wierzę, że za jakiś czas będziemy mieli pociechę z tych piłkarzy. Owszem, wciąż przereklamowanych jak cała piłka nożna w Polsce. Prawdą przecież jest, że za dużo skupiamy się na pierdołach typu – jak głosił kiedyś nagłówek w TVN-ie: “Piłkarze zjedli śniadanie”, a totalnie lekceważymy worki medali przywożonych z imprez lekkoatletycznych i siatkarskich. Sam niedawno byłem świadkiem jak piłkarze reprezentacji po meczu, z rękami w kieszeniach szli do autokaru, całkowicie olewając prośby młodych kibiców. Podszedł do nich tylko Dawidowicz i Zieliński. Jest to żałosne i oburzające, zważając że lekkoatleci nie dość, że nie gwiazdorzą, to jeszcze muszą dorabiać sobie pracując np. w wojsku lub żebrząc o stypendia. Ozłocony, ale tylko pieniędzmi, bo nie sukcesami piłkarz reprezentacyjny żyje najczęściej w innym świecie – w bańce, złotej klatce. Ale prawda jest jednak taka, że sami przecież chcemy, by to piłkarze byli najbardziej hołubieni kosztem innych sportowców.
Zachęcam Czytelników do dyskusji na te i inne tematy w komentarzach. To z myślą o Was powstaje Przegląd Tygodnia!