Przegląd Tygodnia #34 (27.5-2.6.2024)

Zmiany w urzędach – Raport o stanie Brańska – warto rozmawiać – Dzieci na rybach głos mają – Brańska tłoka dla najmłodszych – Bona rośnie – Mistrz, mistrz – Jaga mistrz! – Karol. Człowiek, który został księdzem. O kapłaństwie słów kilka. Albo wódka albo Bóg! – Wybory europejskie – Wąsik wzgardzony i uwielbiony

Zmiany w urzędach

Zmiany włodarzy niosą za sobą także roszady personalne – to zasada znana w samorządach od początku ich istnienia. Tyle, że różne jest ich natężenie. Nie powinno więc dziwić, że w gminie Brańsk mamy nową skarbnik – Ewelinę Kuczyńską, a miasto Brańsk już niebawem będzie miało nowego sekretarza/zastępcę burmistrza.

W drugim przypadku jest więcej niewiadomych – pewne jest tylko, że drogi zawodowe burmistrz Agaty Puchalskiej i sekretarz Joanny Witkowskiej szybko się rozeszły. W szczegóły rozstania nie wchodzę, bo jak podkreślam, nie są mi one na tyle znane, by mówić o nich z przekonaniem i oficjalnie, stąd najlepiej odsyłać do zainteresowanych osób – niech Panie same to komentują.

Co jest jednak oczywiste? To, że w Brańsku funkcja sekretarza ma charakter polityczny. I nie chodzi tutaj o ocenę kompetencji czy ten sekretarz się nadawał, a tamten nie. Chodzi o to, że burmistrz zwykł na swojego najbliższego współpracownika w Urzędzie Miasta wyznaczać zaufaną osobę z własnego obozu, powiedzmy – politycznego, skoro przyjmujemy, że samorząd to też polityka.

Nie wszędzie tak to działa. Wystarczy wyjrzeć hen, za płot. W sąsiednich gminach np. w Rudce sekretarz pozostał na swoim stanowisku pomimo zmiany wójta, a jego odpowiednik w Wyszkach pracuje w Urzędzie Gminy dłuugie lata – też wbrew zmianom na tronie.

O tym, że Agata Puchalska nie paliła się do współpracy z Joanną Witkowską mogliśmy się dowiedzieć w czasie kampanii wyborczej, choć nie otwartym tekstem, ale wystarczyło minimum spostrzegawczości. To oczywiste, że skoro dotychczasowa sekretarz była prawą ręką burmistrza Eugeniusza Koczewskiego i to za jego rządów objęła tę funkcję, to nowa burmistrz będzie chciała postawić na nową osobę.

Osobiście jestem zdania i chciałbym żeby tak było wszędzie, że akurat najbliższego współpracownika burmistrz/wójt powinien wybierać sobie sam i bez żadnych konkursów. Tak jak robi się to w wielu przypadkach w wielkiej polityce. Inne stanowiska w urzędzie – owszem, tutaj niech decydują konkursy, ale prawą rękę powinno się wybierać samemu. Powinno być wręcz jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie do wyborów prezydent idzie od razu ze swoim zastępcą u boku. Potem ten duet bierze wszystkie swoje decyzje na klatę i nikt nie zarzuci, że nr 1 miał hamulcowego w postaci nr 2, którego on sam nie chciał.

Oczywiście ważne jest żeby pożegnać się w kulturalny i ludzki sposób, a nie jak głosi Cejrowski: „wszyscy won!”. Do niczego absolutnie nie nawiązuję, ale zwracam uwagę na potrzebę pielęgnowania dobrych standardów.

Podobnie jak burmistrzowi Koczewskiemu, tak i dotychczasowej sekretarz Witkowskiej pragnę podziękować za dobrą współpracę, wymianę informacji przez te kilka lat Waszych rządów. Życzę powodzenia w nowej pracy.

Na nowego dyrektora czeka GOUK w Kalnicy i biblioteka gminna w Szmurłach. Dotychczasowy dyrektor obydwu podmiotów – Maciej Bobel po przegranych wyborach, sam zrezygnował z pełnionej funkcji. Obecnie funkcję p.o. dyrektora GOUK pełni Celina Sawicka, a p.o. dyrektora biblioteki Janina Olszewska.

Raport o stanie Brańska – warto rozmawiać

W Biuletynie Informacji Publicznej pojawił się Raport o stanie Miasta Brańsk za 2023 rok. To długa lektura, z którą sam jeszcze się nie zapoznałem, podobnie pewnie jest w przypadku radnych, ale ci są do tego zobligowani, ponieważ przyjdzie im omówić poszczególne punkty w czasie najbliższej sesji Rady Miasta Brańsk.

I tutaj ważna uwaga do mieszkańców – raport ma 86 stron, więc jest o co pytać, o czym dyskutować. Jeżeli macie jakiekolwiek uwagi, przedstawiajcie je Waszym radnym, a ci niech się zainteresują danym zagadnieniem. Mam nadzieję, że omówienie będzie długie, wyczerpujące wręcz, ale finalnie – konstruktywne i przyniesie konkretne wnioski, pociągnie za sobą działania.

To będzie pierwszy poważny sprawdzian zaangażowania radnych miejskich, ale i osiedlowych w nowej kadencji. Kiedy jak kiedy, ale teraz milczenie będzie naprawdę źle świadczyło o wybrańcach ludu. Niech każdy przygotuje choć 1-2 pytania do – no właśnie, kogo? Ważne, aby na sali pojawiły się wszystkie najważniejsze osoby w Brańsku i odpowiadały na zadane pytania. Raport jest przecież ogólnie dostępny, więc jak na egzaminie – wiadomo jakie są tezy i z czego można zostać odpytanym. Jeśli trzeba będzie siedzieć w Urzędzie Miasta do nocy – siedźcie do nocy, ale dys-ku-tuj-cie dla Brańska i jego mieszkańców!

Dzieci na rybach głos mają

Kilka słów o zawodach wędkarskich z okazji Dnia Dziecka (2 czerwca).

Świetna inicjatywa, powtórka sprzed roku, ale z większym rozmachem. Towarzyszące połowom loty nad zalewem też zrobiły klimacik, nawet jeśli nieco rozproszyły brańskie rybki. Brawa dla uczestników, którzy postanowili nieszablonowo spędzić niedzielny poranek, a przecież na wędkowanie trzeba wstać bardzo wcześnie rano i odpowiednio się przygotować. Niektórzy młodzi wędkarze pogodzili nawet start z ponowieniem pierwszej komunii!

To już nie te czasy, że strugało się leszczaka, przyczepiało sznurek, a wcześniej wykopało się kilka robaków. Teraz jest już pełna profeska od najmłodszych lat. Może będą z tego efekty na większą skalę – może za kilka lat powstanie Team Sznur 2 😉

Prezes Wróblewski wspominał o wsparciu sponsorów i ich również wypada pochwalić. Brańscy przedsiębiorcy wykazali się hojnością na tyle, że dla dzieci zorganizowane zostaną jeszcze jedne zawody. Chapeau bas!

Brańska tłoka dla najmłodszych

Tłumy zgromadzone na placu miejskim (2 czerwca) to efekt swoistej tłoki w wykonaniu różnych brańskich instytucji i grup, a wszystko po to by najmłodsi i ich rodzice poczuli świąteczną atmosferę Dnia Dziecka. Jest to kolejny przykład perfekcyjnej organizacji i współpracy brańszczan. Mamy potencjał, który trzeba nieustannie wykorzystywać. Znowu muszę użyć tutaj swojego wyświechtanego zawołania – oby tak dalej!

Bona rośnie

Panie z Brańskiego Koła Gospodyń pochwaliły się właśnie, że wskutek naboru, do ich grona dołączyło 6 osób. Są też panowie, co również bardzo cieszy. Teraz nic, tylko działać z jeszcze większym rozmachem,

Mistrz, mistrz – Jaga mistrz!

Na starcie przyznam, że w ostatnich latach słabo było u mnie z frekwencją na meczach Jagiellonii. Jak na mieszkańca Białegostoku nie mam się więc zbytnio czym pochwalić. Dlaczego tak było? Po prostu Jaga przez długi czas – przypadający na rządy kilku trenerów – była bardzo nudną drużyną. A ja szalenie nie lubię tzw. bezjajecznych ludzi i bezpłciowych, bezobjawowych grup. Jaga mogła nawet seryjnie przegrywać mecze, ale gdybym zobaczył w niej charakter, wolę walki, to regularnie przybywałbym na Słoneczną. Powróciłem wiosną 2023 roku. Bardzo zaciekawiła mnie opcja wrzucenia na trenerską ławę nieznanego w Polsce człowieka, o którym można było powiedzieć, że po prostu nie miał nazwiska. Oczywiście mowa o Adrianie Siemieńcu.

Wiem z historii piłki nożnej, że czasami takie nieoczywiste roszady były uzdrawiające, a nawet doprowadzały do cudów, czyli sukcesów. Z pełnym przekonaniem mogę więc powiedzieć, że tutaj miałem nosa już rok temu, że z tej mąki będzie chleb. Już po jego debiutanckim i zwycięskim meczu z Lechią Gdańsk w kwietniu i po pierwszej konferencji prasowej, dało się zauważyć, że Jagę objął normalny i skromny gość. Poza tym facet z najlepszego rocznika 1992, więc tym bardziej życzyłem mu dobrze. Co jeszcze dało się wówczas dostrzec? Ambicję, zaangażowanie. Był bardzo zestresowany i w jego mowie oraz mimice dało się odczuć poczucie ulgi. Było w nim napięcie związane z debiutem, czego w sumie i nie ukrywał. Patrzył jednak do przodu, że to tylko pierwszy krok na drodze do utrzymania Jagi w elicie.

Jak pamiętamy, wywiązał się z tego zadania wzorowo i co najważniejsze, nadał drużynie własny, ciekawy styl, ale żeby ktoś tu obstawiał walkę o mistrza po wakacjach? Nie, tyle to nie, bo widziałem, że trener nie miał jeszcze patentu na silne drużyny (łomot na Łazienkowskiej 1:5), więc nie byłem niepoprawnym optymistą. Chciałem wtedy żeby Siemieniec, spróbował nas wrzucić przynajmniej w górną połówkę tabeli – tak w okolice środka, czyli 7.-9. miejsca. Gdyby to zrobił, już byłby jak na młodego trenera, uznaną w Polsce marką, a w Białymstoku nosiliby go na rękach za ustatkowanie Jagi, wyjście wreszcie z dołka.

Pierwszy pełny sezon pokazał jednak, że Jaga gra ładną dla oka piłkę, strzela dużo goli, potrafi odrabiać straty (boiskowy charakter), a personalnie – przy wielkim wsparciu prezesa i dyrektora sportowego – są tu podejmowane znakomite decyzje. Większość transferów to przecież strzały w dziesiątkę – wystarczy wymienić zawodników takich jak: Pululu, Marczuk czy Hansen. Początkowo nie wydawało się, że ich przyjście do Białegostoku stworzy aż taki efekt – z pewnością nie mieli przecież opinii gwiazd.

Adrian Siemieniec świetnie skompletował też sztab trenerski – początkowo jego miejsce w drużynie rezerw Jagi (bo to stąd bezpośrednio przybył AS) zajął człowiek mogący pochwalić się korzeniami w gminie Brańsk, czyli Mateusz Borzym. Trwało to jednak chwilę, bo ten szybko został przeniesiony sztabu „jedynki” jako trener przygotowania fizycznego. Mało kontuzji w trakcie sezonu to w dużej mierze właśnie zasługa Mateusza. Chyba nie trzeba mówić jak ważnym czynnikiem jest zdrowa kadra w trakcie długiego sezonu.

Zarzuca się Jagiellonii korzystanie ze słabości największych polskich klubów. Tak? Skoro to takie wielkie kluby, to dlaczego tego nie udowodniły na boisku? Bezsprzecznie to w Białymstoku grała najlepsza drużyna ubiegłego sezonu, a że ostatecznie wygrała ligę dzięki jednej bramce więcej* od Śląska nie ma tutaj żadnego znaczenia. Pamiętamy jak w 2017 roku właśnie tej jednej bramki zabrakło nam do mistrzostwa – teraz los się odwrócił na naszą korzyść, choć mówienie o losie czy szczęściu jest tutaj nie na miejscu. Wszystko było zasłużone.

I wreszcie wróćmy do ostatniego meczu. Poprzedzające dni to w moim przypadku masa rozmów ze starszymi kibicami Jagi w przedziale od 50 do nawet ponad 80 lat na karku. Ci wspominali, że całe życie czekają na tę chwilę, a niektórzy chcieli wręcz życiowej rekompensaty za „obite mordy” na wyjazdach za Jagą na przełomie lat 80. i 90. Dopiero w ostatnim tygodniu rzeczywiście dało się mocno poczuć to napięcie, a zarazem radosne oczekiwanie na sobotnie spotkanie z Wartą Poznań.

A jak było w sobotę? Od rana, gdy tylko się obudziłem, czułem chyba coś, co tylko raz w życiu mi towarzyszyło – było jak w dniu… pierwszej komunii świętej. Po prostu takie poczucie, że dzisiaj wydarzy się coś historycznego, coś co zapamiętam do końca życia. Czułem się też jak 13-letni Kamil, który od kilku dni przeżywał wyjazd na swój pierwszy mecz Jagi 19 lat temu, jeszcze za trenera Nawałki. Trochę też wróciły wspomnienia, gdy zdobywaliśmy Puchar Polski w 2010 roku za trenera Probierza, ale PP to nie to samo, co mistrzostwo.

Koncert Zenka poprzedzający mecz tylko pozornie rozluźniał napiętą atmosferę. Im bliżej pierwszego gwizdka było, tym bardziej udzielały mi się emocje. A co będzie jeśli chłopaki się zestresują i z fety nici? Takie czarne myśli też chodziły mi po głowie, na szczęście Jaga szybko strzeliła pierwszą bramkę i nieco uspokoiła skołatane nerwy, a po drugim golu nie ukrywam, że bardzo chciałem płakać, ale niestety lub stety nie miałem na to czasu. Potem była już pełna kontrola gry i wszyscy oczekiwali na ostatni gwizdek. Na wielkie pochwały zasługiwały nasze dwie Ultry, a szczególnie ta młoda, z licznym udziałem uczniów z Brańska, Rudki i okolic. Nawet, gdy człowiek się zagapił, to w mig dało się usłyszeć, że Jaga idzie z akcją – tak wspaniale najmłodsi kibice dopingowali przyszłego mistrza Polski. No i ta piękna fala przy wypełnionym po brzegi stadionie – to oczywiste wykorzystanie przywileju kompletu kibiców, ale też nawiązanie do tego, że Jagiellonia jako pierwsza w Polsce zaczęła meksykańskiej fali używać (w latach 80.).

Ciekawą inicjatywą było także wspólne oglądanie meczu w brańskiej remizie. Nie wiem jak było tam z frekwencją, ale to drugorzędna sprawa. Tego dnia wszyscy byliśmy za Jagiellonią. Świetnie gdyby w Brańsku świętowano w tym sezonie jeszcze raz – dzięki Pionierowi, ale UKS musi nie tylko wygrywać wszystkie mecze do końca, ale też patrzeć też na poczynania jednego z rywali. Oby wyszło na nasze.

*Przy równej liczbie punktów na koniec sezonu, liczy się bilans bezpośrednich meczów, a tutaj Jaga w dwumeczu ze Śląskiem wygrała 4-3.

Karol. Człowiek, który został księdzem. O kapłaństwie słów kilka.

Diecezja drohiczyńska ma nowego kapłana. W sobotę (1 czerwca) święcenia prezbiteratu w katedrze z rąk bpa Piotra Sawczuka przyjął 25-letni diakon Karol Młynarczyk.

O tym, że ks. Karol był jedynym seminarzystą z rocznika, który ukończył nadbużańską uczelnię – już wiemy. Ilu kleryków jest za jego plecami? Niestety tylko sześciu (z trudem zdobyta informacja) i to na wszystkich rocznikach. Wiadomo, że liczba ta nie napawa optymizmem, ale co mądrzejsi księża słusznie podkreślają, że należy modlić się przede wszystkim o święte, a nie tylko o liczne powołania kapłańskie. Na pierwszym miejscu powinna się przecież liczyć jakość powołań, a nie ich liczba.

Owszem. Mamy kryzys demograficzny w Polsce, ale mamy wiele narastających i przede wszystkim nierozwiązanych problemów w polskim Kościele. W Brańsku tego tak nie widać, o czym najlepiej świadczą tłumy na procesji Bożego Ciała, ale Brańsk to tylko mały skrawek kraju.

Widać przecież wśród Polaków postępującą sekularyzację, która powoduje, że bardzo trudno o liczne grono chętnych do zostania księdzem, gdyż zwyczajnie dzisiejszy świat nie żyje w ciszy. Wszędzie w przestrzeni publicznej mamy natłok informacji, bodźców i to bodźców wulgarnych. Czaszka od tego paruje chyba każdemu z nas. Wydaje się, że trudno w takim otoczeniu usłyszeć głos Boga, czyli poczuć powołanie, a co dopiero je odpowiednio zrealizować. Z pewnością wielu z tych, którzy być może coś takiego czują, nie mają odwagi, by wybrać nietypową drogę, bo połączoną z życiem w samotności aż do śmierci.

Zresztą kiedyś nie było tyle odejść z kapłaństwa wśród bardzo młodych księży. Owszem – bywały rezygnacje po kilku latach, ale bardzo rzadko po roku czy dwóch. Najgłośniejszy przypadek to z pewnością syn byłej pani premier, mój rówieśnik, który rzucił sutannę po zaledwie roku od święceń kapłańskich. A pamiętam co mówili mi o nim jego koledzy z krakowskiego seminarium, gdy jeszcze tam studiował: „Tymek to jeden z najporządniejszych gości, ale niestety – ciągle pod presją.”. Chyba się nie pomylili z oceną. Jednych zjada presja, drugich inne czynniki. Życie.

Można powiedzieć, że taki stan Kościoła przewidział i to już 55 lat temu papież Benedykt XVI, a wówczas ks. Joseph Ratzinger, który mówił, że:

Prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy (…). Niewątpliwie [Kościół – przyp. red.] odkryje nowe formy posługi kapłańskiej i będzie wyświęcał do kapłaństwa wypróbowanych chrześcijan, którzy wykonują już jakiś zawód.

W Polsce jeszcze nie spotykamy się z koniecznością dodatkowej pracy księży, ale już taki temat rezygnacji z obowiązkowego celibatu wraca częściej niż kiedyś. Nie zdziwimy się raczej, jeżeli pierwszy lub drugi następca papieża Franciszka będzie już o tym mówił otwarcie – wręcz poważnie rozważał taką zmianę. Celibat nie jest w końcu dogmatem, a posiadanie rodziny nie jest niczym złym – spełniać można się świetnie w obydwu powołaniach. Skoro lekarze ciała, którzy intensywnie pracują i rzecz jasna pomagają ludziom, potrafią znaleźć czas dla rodziny, to i lekarze duszy też będą w stanie. To naprawdę da się pogodzić i nie ma co zakłamywać rzeczywistości. Zresztą u chrześcijan innych wyzwań celibat niemal zawsze jest dozwolony – tyle, że opcjonalnie, bo to kwestia osobistego wyboru.

Warto jednak zauważyć, że potrzebę celibatu można zarówno na wiele sposobów bronić jak i podważać – co ciekawe, obydwa przeciwstawne obozy mogą używać w tym celu… Pisma Świętego i co jeszcze ciekawsze – przykłady i tu i tam będą uzasadnione. W Biblii znajdziemy przecież przykład bezżennego Chrystusa, ale i słowa św. Pawła, który mówił, że biskup powinien być wierny żonie.

Dalej Ratzinger podkreśla:

– Pójdźmy krok dalej. Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Nie będzie już w stanie zajmować wielu budowli, które wzniósł w czasach pomyślności. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych.

Cóż – w krajach zachodnich widzimy to od dawna. Być może czeka nas podobny scenariusz nad Wisłą. Na pewno masowe wypisywanie dzieci z lekcji religii w największych polskich miastach coś wyraźnie sygnalizuje. Tyle, że biskupi najczęściej przechodzą nad tym do porządku dziennego. Niewątpliwie nie mamy silnego episkopatu, nie mamy zbytnio wyróżniających się hierarchów – może poza kard. Rysiem, ale i on drugim Wyszyńskim czy Wojtyłą raczej nie zostanie – przede wszystkim z powodu braku siły przebicia.

Smutnym obrazkiem w drohiczyńskiej katedrze była z pewnością niska frekwencja wśród księży. Przed laty na święcenia kapłańskie przybywała ich masa – teraz było ich dramatycznie mało, albo używając bardziej dyplomatycznego języka – na pewno nie tak wielu jak być powinno. Heh, powiedzenie: „Po Bożym Ciele ksiądz niepotrzebny w kościele” niektórzy chyba zbyt mocno wzięli do siebie.

A poważnie mówiąc, to przecież tak ważna dla wspólnoty kapłańskiej chwila – każdy ksiądz w czasie owej mszy podchodzi przecież do neoprezbitera i nakłada na niego ręce i jest to nie tylko obrzęd liturgiczny, ale też pewien symbol koleżeńskiego wsparcia na rozpoczęcie kapłańskiego posługiwania. Gdy podzieliłem się tą refleksją z pewnym kolegą–księdzem, ten szybko uciął temat. Nie ma co się dziwić tej reakcji, bo czego tutaj bronić – to się nie broni w żaden sposób. Owszem – można powiedzieć – „nie interesuj się, nie twoja sprawa, akurat ty się nie powinieneś wypowiadać na nasz temat”. Ok, ale czy takie odpowiedzi coś naprawią? Owszem – od naprawiania są inni, a nie letni wierny, ale ten wierny jednak z Kościoła się nigdy nie wypisał, chce być pochowany w poświęconej ziemi i coś zauważa. Ba! I chyba ma rację w swojej ocenie, szczególnie że zna to środowisko od wewnątrz, więc wie o czym mówi.

Najważniejsze, by z seminarium wychodzili ludzie wierzący, zdyscyplinowani, ale nie tyle ślepym posłuszeństwem wobec przełożonych, co przede wszystkim Kościołowi jako świętej wspólnocie. Po prostu – zdyscyplinowani przez Bogiem i tzw. ludem Bożym w poczuciu misji. Cieszę się, że w naszej parafii jest jeden alumn – wypada życzyć Grzesiowi wytrwałości w powołaniu i radosnego przeżywania wspomnianej misji. Szczególnie, że w przypadku powołań do posługi jako ksiądz diecezjalny, nasz Brańsk w ostatnich latach wybitnie nie ma szczęścia 😉 Niech więc ten jeden rodzynek szczęśliwie dotrwa z Bożą pomocą i zrobi pozytywny „raban” – jeśli tak sobie postanowił – podobnie jak wspomniany ks. Karol 🙂

Albo wódka, albo Bóg!

Na zakończenie tematu Kościoła, ciekawy głos ulicy sprzed lat. Co ciekawe, dowiedziałem się o tej wypowiedzi z kazania. Mówił o niej śp. ks. Piotr Pawlukiewicz, słynny kaznodzieja akademicki. Podkreślał wówczas, że choć ów starszy pan nie gryzł się w język, wręcz posługując się wulgarnym słownictwem, to chyba uderzył w punkt. Trudno się nie zgodzić z jego spostrzeżeniami.

Wybory europejskie – Wąsik wzgardzony i uwielbiony

Polacy są wyraźnie zmęczeni maratonem wyborczym. Sam po dwóch wyczerpujących kampaniach, trzecią sobie odpuściłem i zbytnio jej nie śledzę. Spojrzałem jednak na podlaskie listy kandydatów i się trochę uśmiałem – a to klasycznie, a to z zażenowania.

Otóż nr 1 PiS-u na podlasko-warmińsko-mazurskiej liście jest nieznany z działalności w naszych stronach Maciej Wąsik. Dla mniej wtajemniczonych podpowiem, że to były już poseł i były wiceminister spraw wewnętrznych. A były, bo niedawno siedział w pace za sprawę Leppera sprzed wielu lat. Ostatecznie ułaskawił go prezydent Duda. Nie wiadomo zresztą czy nie zostaną mu postawione nowe zarzuty, dotyczące „ośmiu ostatnich lat” – patrząc jak PO rzuciła się na PiS, nie byłbym zdziwiony.

Wąsik gościł niedawno w Brańsku na zaproszenie lokalnych struktur swojej partii. Trochę ludu na to spotkanie przybyło – niektórzy nawet pokusili się na pamiątkowe zdjęcie i to z wyborczym bannerem. Na mieście zresztą bannery Wąsika zostały zniszczone niemiłymi dla kandydata napisami i chyba symbolem krat (trudno to ocenić – wyszły z tego bohomazy). Dawno niespotykana u nas sytuacja. W końcu Brańsk raczej nie podnosi ręki na PiS, ale za PiS-em. Wprawdzie ostatnio wielu wyborców zagłosowało tutaj na PO, tyle że w momencie stawiania krzyżyka nie byli tego świadomi.

Nr 2 na liście to Karol Karski – doświadczony europarlamentarzysta, ale pojawiający się rzadko w Podlaskiem, a to przecież jego stały okręg.

Nr 3 – Adam Andruszkiewicz, o którego ostatnio rozpętała się polityczna burza, choć w roli głównej wystąpił nie on, ale zawieszony w prawach członka partii zasłużony jej polityk – (jeszcze) europoseł Krzysztof Jurgiel. To się chłopina zdziwił, gdy usłyszał od dziennikarza Polsatu, że popierany przez niego kandydat usunął z mediów społecznościowych zdjęcia, gdzie występują razem (źródło – Graffiti, Polsat News – sam tego nie sprawdzałem, szkoda czasu).

Przejdźmy do końca listy – tutaj podobnie jak w wyborach parlamentarnych zamyka stawkę Sebastian Łukaszewicz z Suwerennej Polski. Tym razem nie widać w jego obozie kampanii z rozmachem, jak miało to miejsce jesienią. Wiele wskazuje, że po prostu chce swoją osobą wzmocnić listę – w Brańsku będzie to bardzo możliwe, jeżeli rzeczywiście nad Nurcem nie kocha się zbyt mocno Wąsika.

Szkoda, że nie dali nam tu zgodnie z pierwotnym planem – Jacka Kurskiego na jedynkę. To by dopiero były jaja, ale pewnie i dla niego wielbiciele by się znaleźli. Niestety – przykro mi, ściągnięcie boksu do TVP Sport to za mało bym powiedział o tym człowieku jakiekolwiek dobre słowo.

Teraz pora na Konfederację. Tutaj zgoła odmienna sytuacja, bo nie powiem o nich żadnego słowa – ani dobrego, ani złego. Po prostu nie znam kompletnie ludzi, którzy startują w naszym okręgu. Na jedynkę usadowiono człowieka z sąsiedniego województwa. Podlaskie zostało zaniedbane, kosztem warmińsko-mazurskiego.

PO? Tutaj będzie ciekawie, bo mamy urzędującego europosła Tomasza Frankowskiego, ale nie na jedynce. Tutaj rządzi Jacek Protas (nie mylić z Protasiewiczem). Były piłkarz Jagiellonii jesienią poparł w wyborach parlamentarnych Roberta Tyszkiewicza i ten nie uzyskał mandatu. Czy teraz sam skutecznie zawalczy o głosy wyborców? Zobaczymy.

Trzecią Drogę reprezentują kolejno: Paweł Zalewski, Stefan Krajewski i Barbara Okuła. Dwa ostatnie nazwiska to aktualni podlascy posłowie, Krajewski jest też wiceministrem rolnictwa. W lokalnej prasie snuto nawet marzenia jakoby uzyskanie mandatu europosła przez jedną z tych osób spowodowało, że do Sejmu dostałby się następny w kolejce Aleksander Wasyluk jako „prawosławny poseł”. Serio – mamy 2024 rok, a nadal te podziały – ten katolik, ten prawosławny. Ja tam odróżniam posłów co najwyżej po regionach (jak wspomniałem – „podlaski poseł”), ale może jestem jakiś niedouczony.

Co ciekawe na liście Trzeciej Drogi początkowo na ostatnim miejscu pojawił się były siatkarz Marcin Możdżonek, ale ostatecznie nie został zarejestrowany.

Lewica, z bardziej znanych osób, wszędzie wystawia Andrzeja Aleksiejczuka. Tym razem były kandydat na posła oraz na prezydenta Białegostoku startuje z nr 4.

W wyborach startują także kandydaci KWW: Normalny Kraj, Polexit oraz Bezpartyjnych Samorządowców. Nie znaju ich.

Do urn udamy się już w najbliższą niedzielę, 9 czerwca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *