KOMBI(nacje) na inauguracje

Wtorek, 7 maja był drugim kolejnym dniem, w którym przyszło mi relacjonować inauguracje kadencji 2024-2029 w samorządach. Niemal całą uwagę miałem skupić na gminie Brańsk, ale jak się okazało – ten dzień należał nie tylko do Tomasza STYGAŃSKIEGO.

Był(o) już PERFECT – teraz pora na zabawy słowne z zespołem KOMBI. Nazwa adekwatna – kombinowania z pewnością nie zabrakło.

Słodkiego, miłego życia”

W Kalnicy nowy wójt gminy Brańsk Tomasz Stygański wraz z radnymi złożył ślubowanie. Szybko otrzymał też rewanż od Agaty Puchalskiej, która 24h po swoim debiucie w roli burmistrza i zebraniu masy gratulacji, tym razem sama pospieszyła z serdecznymi życzeniami w stronę swojego vis-à-vis.

Jak wspominałem w poprzednim tekście, poniedziałkową inaugurację RMB zorganizowano w stylu nieco bizantyjskim, czyli wyróżniającym się być może zbytnim przepychem. Wszystko z powodu wielu zaproszonych gości, długiej kolejki osób gratulujących oraz nietypowych prezentów dla nowej pani burmistrz. Nie piszę tego złośliwie lub z oburzeniem – po prostu napisało do mnie kilka osób, które wyrażały swoje zaskoczenie lub irytację. Mają one prawo do takich opinii, tak jak miasto Brańsk i jego burmistrz mają prawo do organizacji pierwszej sesji z wielką pompą. Osobiście więc nie widzę w tym żadnego problemu poza jednym – nakładaniem na plecy Agaty Puchalskiej dodatkowej presji w momencie kiedy ona sama złożyła już tak wiele deklaracji, że raczej nie powinna potrzebować dodatkowej motywacji, nakręcania z zewnątrz. Sam znakomity wynik wyborów to przecież największa pochwała i nobilitacja dla jej osoby.

Dlaczego o tym piszę? Otóż nowy wójt gminy Brańsk rozpoczął swoją kadencję o wiele spokojniej. Sesja w GOUK na pierwszy rzut oka nie różniła się od innych posiedzeń RGB. Ot na widowni pojawiło się więcej mieszkańców gminy niż zwykle, plus dało się zauważyć obecność kabiny do głosowania i urny, dzięki którym proces wyboru prezydium wyglądał bardziej profesjonalnie niż w mieście. W Brańsku nazwiska kandydatów skreślało się na mównicy, a głosy wkładało do koperty, przez co wyszło więc nieco przaśnie, gdyż mównica służy do mówienia, a nie do pisania, a inwestycja w małą urnę raczej budżetu miasta zbytnio nie obciąży. Mały szczegół, ale ważny. Z kolei o przedziwnych problemach z wybieraniem wiceprzewodniczącego RMB też mówi się do tej pory w tonie kpiącym.

Burmistrz Agata Puchalska wraz z radną Sylwią Krasucką były właściwie jedynymi gośćmi (czy też gościniami) na sali spoza gminy wiejskiej Brańsk, nie licząc rzecz jasna rodziców i małżonki wójta, których zresztą od teraz należy traktować jak ludzi związanych z naszą gminą. Akcenty familijne są zresztą zawsze mile widziane i nieco nas wzruszają, ponieważ mają najbardziej autentyczny charakter. Nie są udawane, a tym bardziej przymusowe. Zabrakło mi tego w mieście. Znam rodziców Agaty Puchalskiej. Chętnie zobaczyłbym ich radość z sukcesu córki w czasie składania gratulacji w sali konferencyjnej.

Nie ma zysku”

Nowy wójt rozpoczyna swoją pierwszą kadencję rządów podobnie jak jego poprzednik 10 lat temu, a więc bez przewagi radnych ze swojego komitetu. O wszystkim decyduje jeden mandat więcej dla koalicji KWW Andrzeja Jankowskiego i KWW Nasze Podlasie. Drugi z komitetów jest zresztą reprezentowany przez tylko jednego radnego – Norberta Olendzkiego. Jest on najmłodszą osobą w 15-osobowej grupie wybrańców ludu, bo zaledwie 31-letnią i to właśnie jemu powierzona została funkcja przewodniczącego RGB. Zastępcą przewodniczącego po raz kolejny został 36-letni Marek Brzozowski. Jak nietrudno policzyć, panowie razem mają 67 lat. A mieście Brańsk? Tam prezydium liczy sobie łącznie 125 lat. Postawiono więc na „starych wyjadaczy” – dla odmiany młodość reprezentuje rzecz jasna pani burmistrz. Jak zwykłem podkreślać, wiek jest drugorzędny jeśli chodzi o ocenę kompetencji i doświadczenia (można mieć 80 lat i być laikiem w samorządzie), ale sytuacje z pierwszych sesji pokazują jednak gdzie starszyzna ma więcej do powiedzenia, a gdzie bardziej ufa się młodym.

Jeśli chodzi o radnych gminnych, to jeśli zwolennicy byłego wójta w głosowaniach będą chcieli coś przeforsować lub zablokować, będą musieli być zdyscyplinowani pod względem frekwencji. Co oczywiste, nieobecność jednego z nich może doprowadzić do remisu, a dwóch – do porażki. O tym jaki będzie ich rzeczywisty stosunek do Tomasza Stygańskiego najpewniej zadecyduje zachowanie samego nowego wójta. Mieszkańcy gminy raczej nie będą odbierać zbyt dobrze gry radnych w tzw. totalną opozycję, ale jak pokazali wyborcy 7 kwietnia – dyscypliny w mowie i czynie wymagać będą także, a nawet przede wszystkim od gospodarza. Tutaj bardzo łatwo popaść w niełaskę.

A Stygański posiada komfort czystej karty, gdyż wziął się tutaj, w gminie Brańsk kompletnie z zewnątrz. Taki stan rzeczy można wykorzystać kapitalnie, ale tylko jeśli ma się tzw. czutkę. To taki szósty zmysł, instynkt – kogo słuchać, komu ufać, a komu nie. Jednym zdaniem – Tomasz Stygański, chcąc być dobrym wójtem, musi cwaniaka wyczuwać na kilometr i nie być – jak mawiał Donald Tusk – politycznym „bambikiem”. Z pewnością wiele osób będzie przecież chciało wykorzystać jego ograniczoną wiedzę na temat tutejszej społeczności. A ta jest bardzo różnorodna, bo 43 sołectwa są jak 43 stany USA – każde sołectwo ma swoją specyfikę, a jego mieszkańcy niezbyt interesują się tym, co dzieje się w innej miejscowości. Co przeciętnego gościa z Burchat interesuje jakaś inwestycja w oddalonym o 20 km Olszewku? Pytanie retoryczne. Pod tym względem w mieście rządzi się o wiele łatwiej – gros inwestycji dotyczy wszystkich lub większości mieszkańców i prawie każdy wszystko widzi.

Black & White”

Wróćmy do Agaty Puchalskiej i to na dłuższą chwilę. We wtorek na pewno nie zasypiała w tak dobrym humorze jak dzień wcześniej. Chyba wszystkie osoby związane z podlaskim PiS-em (w tym wyborcy tego ugrupowania) przeżyły wtedy szok. Wszystkie poza dwoma, ale przecież Marek Malinowski i Wiesława Burnos już się z tego grona wykolegowali i to w najbardziej spektakularny sposób. O ich przewerbowaniu mówiła w końcu cała Polska.

Jest takie powiedzenie, że “Co się polepszy, to się popieprzy, co się zbuduje, to się zrujnuje, co się ustali, to się obali”. Oby ofiarą tych gorzkich słów nie padła nasza burmistrz, ale „oby” to było pobożne życzenie. Realnie władza w Sejmiku Województwa Podlaskiego przeszła właśnie z rąk PiS-u w ręce PO et consortes. Uosobieniem tego jest osoba nowego marszałka – Łukasz Prokorym to czołowa postać w podlaskich strukturach partii Donalda Tuska.

7 kwietnia nic na to nie wskazywało – języczkiem u wagi był związany z Konfederacją członek Porozumienia, Stanisław Derehajło. Ten mógł albo porozumieć się z PiS-em, zapewniając mu większość albo doprowadzić do patu, czyli powtórnych wyborów. Ostatecznie podlascy politycy PO dokonali rzeczy z pozoru niemożliwej, przeciągając na swoją stronę nie tylko radnych z przeciwnego klubu, ale na dodatek członków zarządu województwa. A więc nie odbili szeregowych żołnierzy wroga, ale wysokich rangą oficerów. Taka strata boli podwójnie.

W boksie popularne jest powiedzenie Mike’a Tysona o tym, że „każdy zawodnik ma dobry plan na walkę, dopóki nie otrzyma pierwszego mocnego ciosu”. Taki świetny plan, czyli program wyborczy miała Agata Puchalska, ale zaledwie dzień po ślubowaniu otrzymała pierwszy polityczny cios.

Za ciosem cios”

A cios był bardzo zaskakujący. Można powiedzieć, że uderzenie przyszło z własnego teamu. To przecież na przewadze PiS-u w Sejmiku podlaskim miała bazować dotychczasowa czołowa urzędniczka w „Marszałkowie”. Był to plan bardzo atrakcyjny i czytelny, ale mimo wszystko – ryzykowny. Było to poleganie na jednym źródle dobrodziejstwa. Kilka dni temu pisałem przecież:

– Naprawdę – są jeszcze u nas takie osoby, które uważają, że uzależnianie się od zewnętrznego cyca może być zbyt doraźnym rozwiązaniem. W końcu rządy się zmieniają i łatwo szybko popaść w czyjąś niełaskę.

Ale także:

– Jeżeli rzeczywiście Sejmik pozostanie w rękach PiS-u, to Pani Agata nie będzie miała żadnego alibi.

Co by nie mówić – teraz już pewne alibi nasza burmistrz posiada. Tylko czy brańszczanie byliby wyrozumiali na tłumaczenia w stylu byłego wójta Jankowskiego czy starosty Snarskiego, że nasz samorząd jest dyskryminowany, pomijany przy podziale środków? Raczej trudno o zrozumienie – wyborcy chcą, aby włodarz jednak umiał się układać i środki pozyskiwał mimo wszystko.

Królowie życia”

Czy uważam jednak, że nowa burmistrz mogła rozegrać to wszystko inaczej? Raczej nie i trudno ją za to winić. Jej taktyka nie była zła – można powiedzieć, że w tym momencie ma po prostu pecha. Od lat jest członkinią partii Prawo i Sprawiedliwość i nie ukrywa tego, ani się tego nie wstydzi. W uczuciach politycznych jest naprawdę wierna – dla ugrupowań takie osoby to skarb. Szczególnie teraz to widać – mając pod nosem przykłady odmiennej postawy. Podlaskim strukturom Agata Puchalska zawdzięcza wiele, jak też i na nią też w PiS-ie zawsze można było liczyć.

Tę znakomitą symbiozę Agata Puchalska chciała i nadal chce wykorzystywać. Jej intencje były dobre, choć zarazem czytelne. Teraz jednak trudno będzie jej udawać, że nie liczyła na rządy PiS-u w Sejmiku. Każdy wie, że liczyła na taki układ. Jestem jednak przekonany, że pomimo zaistniałej sytuacji będzie chciała znaleźć nić porozumienia z nową większością, a szczególnie zarządem, w tym nawet i z Markiem Malinowskim. Inaczej się nie da, jeśli chce coś się ugrać dla swojego miasta.

Niestety, dla odmiany w podlaskim PiS-ie nie wybrzmiewa piosenka „Myślę, że nie stało się nic”. Malinowski i Burnos są przez polityków partii Jarosława Kaczyńskiego często i gęsto nazywani „zdrajcami”, a to tylko jedno określenie, które można tu zacytować. Inne komentarze ocierają się o lub po prostu są – hejtem. Brzmią bardzo złowieszczo. Z jednej strony zrozumiałe są emocje i trudno, by sypać pochwałami za taką postawę moralną wobec wyborców (zwłaszcza, że poza tym wiele osób straci teraz pracę w Marszałkowie), ale z drugiej strony – co to do jasnej cholery może dać poza wylewem własnej frustracji i żalu? Chyba nic. Zupełnie nic poza dodatkowym podburzeniem i tak oburzonego żelaznego elektoratu.

Przecież kadencja samorządu trwa 5 lat – kto wie czy ci, którzy dzisiaj przeszli na drugą stronę barykady, nie będą kiedyś jeszcze potrzebni? Wtedy rzecz jasna mogłoby już nie być mowy o zaufaniu i przyjaźni, ale przecież to jest i taka jest po prostu polityka, że czasami trzeba iść na zgniły kompromis. Pamiętam doskonale jak Miller, cytując Tuwima, mówił do Palikota: „nie powiem nawet pies cię j**ał, bo to mezalians byłby dla psa”, a później wspólnie startowali w wyborach. Nie mieli wyjścia, chcąc pozostać w grze.

A propos Leszka Millera. Polecam Państwu wywiad u Mazurka – ciekawie jest posłuchać przemyśleń człowieka po odejściu z wielkiej polityki. Wydaje się, że teraz dopiero mówi, co naprawdę myśli np. podkreślając, że w polityce nie ma przyjaźni – są tylko interesy.

Taka słowna jazda bez trzymanki niewątpliwie szkodzi osobom kojarzonym z PiS-em, a bezpośrednio w krajowy czy nawet wojewódzki spór polityczny niezaangażowanym. Agata Puchalska nie jest przecież lwicą mediów społecznościowych – zachowuje się tam bardzo powściągliwie i nie przypominam sobie żadnej prawdziwej g-burzy z jej udziałem.

Trudno też nie zauważyć, że Jacek Sasin szczęścia nie przynosi. Na Podlasiu jest nazywany politycznym spadochroniarzem z Ząbek, a nie dość, że został wybrany z podlaskiej listy do Sejmu, to jeszcze powierzono mu bezpośredni nadzór nad tutejszym PiS-em. Były wicepremier chętnie pisał o zdradzie, bo co miał innego napisać? To, że nie dopilnował, by PiS utrzymał władzę w Marszałkowie? On tego nie powie – ja to napiszę. Na marne „pocieszenie” można tylko Sasinowi podać przykład Sejmiku małopolskiego, gdzie wyboru swojego marszałka nie dopilnowała z kolei była premier Beata Szydło. Cóż – gdy na Wiejskiej przewagę posiada PO z przystawkami, to naturalnie partii Donalda Tuska jest łatwiej stać się atrakcyjnym negocjatorem. Miejmy to na uwadze, że za rządów PiS-u raczej do takiego rozłamu w Krakowie i Białymstoku by nie doszło. Najlepszym przykładem jest były już marszałek Artur Kosicki, który był przecież politycznie ratowany przez radnych niezależnych, póki jego PiS rządził w kraju.

Przytul mnie”

Z pierwszych słuchów jakie dotarły do mnie z rodzinnej gminy wicemarszałka Malinowskiego, czyli Wyszek, to tam wyborcom PiS-u będzie o wiele łatwiej zrozumieć polityczny transfer ich krajana. Nadal mają swojego człowieka z zarządzie województwa, a przecież wójtem jest członek PSL-u – partii, która wchodzi w skład sejmikowej większości. Niektórzy wręcz liczą na świetlaną przyszłość – złote 5 lat dla tej gminy.

Czy województwo znacząco straci na zmianie władzy w Sejmiku? Dla wyborców PiS-u oczywiste jest, że straci, ale przecież ktoś skorzystać ze środków musi i beneficjentów nie zabraknie. Podejrzewam, że ozłacany będzie na pewno i tak mocno rozpieszczony Białystok. Tak to bywa, że raz zyskują jedni, raz drudzy. Raz mniejsze gminy – raz wielkie miasta. Nie wierzę jednak, by tacy członkowie PSL-u nie chcieli rzucić trochę groszem na nasze strony, w których teraz stracili nieco wpływów, ale gdzie zawsze pewne szanse w wyborach posiadają. Przecież oni potrzebują argumentów. Akurat oni tak, bo tylko PO i Lewica nie mają u nas czego szukać, stąd ich politycy nie pojawiają się u nas. Czy jednak nie powinni być tutaj zapraszani? Moim zdaniem mimo wszystko wypada od czasu do czasu to zrobić. Poznałem nieco tych ludzi – niektórzy naprawdę nie gryzą i można z nimi porozmawiać, nawet pomimo różnicy poglądów.

Na pewno Brańsk nie będzie miał takiej silnej pozycji i spokoju w staraniach się o środki jak jeszcze kilka dni temu przewidywano. To oczywiste. Ogółem jednak nie można z góry zakładać, że teraz to już na pewno nic nam nie skapnie i że teraz będzie „bida”. Po prostu być może Agata Puchalska będzie musiała wchodzić oknem, gdy nie wpuszczą jej drzwiami. Czeka ją największe zawodowe wyzwanie – ogrom pracy trudniejszej, niż wszyscy dookoła zakładali. Życzyłem jej przecież jak najmniej stresu, ale podejrzewam że będzie go jednak trochę więcej niż początkowo myślałem.

Kto wie? Może słowa byłego burmistrza Mieczysława Korzeniewskiego z przemowy gratulacyjnej, mówiącego o potrzebie kreatywności i „mądrej bezczelności” w rządzeniu miastem okażą się prorocze, okażą się dobrą, celną radą? Tylko jak dobrze zinterpretować w czynie te nieco publicystyczne refleksje? Chyba niedługo sam zapytam autora, bo lubimy się droczyć.

Nowe narodziny”

Na koniec będzie o Radzie Powiatu. Oczywiście „Nowe narodziny” to tytuł zupełnie nieadekwatny do politycznej sytuacji Sławomira Snarskiego. Ten pozostał na swoim stanowisku – jest wręcz etatowym starostą już trzecią dekadę. Nowej „fuchy” doczekał się za to Maciej Bobel. Były już dyrektor GOUK w Kalnicy teraz będzie pełnił funkcję etatowego członka zarządu powiatu bielskiego. Wcześniej Bobel był wymieniany w gronie kandydatów na wicestarostę, ale ostatecznie tej misji po raz kolejny podjął się Piotr Bożko.

Wyborcza ulubienica brańszczan, Agata Michałowska została z kolei wiceprzewodniczącą Rady Powiatu.

Nie ukrywam, że osobiście mam wysoce sceptyczny stosunek do potrzeby istnienia powiatów, a sprawy przez nie podejmowane uważam za nieco mniej istotne, które bez problemu mogłyby zostać rozdzielone pomiędzy inne jednostki. Dlatego nie będę zbyt często relacjonował wieści z posiedzeń rady powiatowej. Czasami jednak będzie trzeba i tam zajrzeć – a nuż, widelec coś tam się może ciekawego uchwali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *