EKIPA AGATY – EUGENIUSZ KOCZEWSKI (NASZE RELACJE) – FARBA – GŁUPIE ARGUMENTY – G*WNOBURZA
EKIPA AGATY
Burmistrz Koczewski przegrał te wybory i większość jego kandydatów na radnych też. Stąd skupię się przede wszystkim na drużynie Agaty Puchalskiej. Dlaczego jej ludzie uzyskali tak świetny rozkład sił w RMB, czyli 11-4? To nie tyle kwestia młodości, co świeżości. Co najmniej kilka osób takową zaprezentowało lub przynajmniej tak rokuje. Kto był najbardziej emanującym świeżością kandydatem? Może Was zdziwię, ale uważam, że Pan Wojciech Ostrowski. Rozmowa z nim utwierdziła mnie w przekonaniu, że Brańsk zrobił ogromny błąd, że odstawił tego człowieka w kąt na wiele lat. Korzystała gmina jedna i gmina druga – w Brańsku były tylko epizody jak np. praca wraz ze mną w Klubie Seniora.
Jak podobno mawiał Mateusz Morawiecki: „nikt nie jest bez VAT”, więc nie chcę Pana Wojtka beatyfikować za życia, ale widzę, że tyle fajnych pomysłów tego człowieka zostało niewykorzystanych tylko dlatego, że nie było z kim ich zrealizować. Tu nawet nie chodzi o realizację przez samego Ostrowskiego, bo zdarza się mu mieć słomiany zapał, ale chodzi o samo podjęcie inicjatywy przez innych. Ostrowski inspiruje – łapcie jego pomysły, które wcale nie są zbyt drogie w wykonaniu. Panie Wojtku, odzywaj się Pan na sesjach i nie pozwól Pan o sobie zapomnieć. Mandat społeczny w okręgu ma Pan rewelacyjny – głosowanie to pokazało. Widać też, że Pan po prostu kocha to miasto – tego się nie da podważyć.
Żeby nie było tak miło, to muszę też przyznać z nieukrywanym żalem, że po pierwszych wynikach wyborów z obozu nowej burmistrz – choć co podkreślam, nie od niej samej – dało się wyczuć bardziej reakcje w stylu TKM (wpiszcie sobie w Google ten skrót), aniżeli czysty entuzjazm i radość z wygranej. Miałem wręcz wrażenie (podkreślam – wrażenie, bo nie siedzę w głowach innych osób), że dla niektórych (podkreślam – niektórych) pokonanie urzędującego burmistrza było ważniejsze od zwycięstwa własnej kandydatki. Ogółem jest to dla mnie bardzo niepokojące. Oczywiście za to, co teraz napisałem, prawdodopodobnie wstałem się z automatu wrogiem tych osób, ale bardzo dobrze – trochę ochłody na gorące głowy Wam się przyda, a kto wie, że sam zachowuje się w porządku, ten się nie pogniewa. I tak będę Was oceniał za czyny, a nie słowa. Nie wiem czy obiektywnie, bo to wbrew pozorom takie naprawdę dziwne określenie, ale sprawiedliwie na pewno. Unikajcie więc jak ognia pychy i szukania własnego interesu, a to już będzie połowa sukcesu.
Bo wiecie… Jeżeli wytworzycie kółeczko wzajemnej adoracji, o co nie jest w Brańsku trudno, to za 5 lat na Bindugę przyjdzie być może ta sama mieszkanka, być może ktoś inny i też Wam wygarnie od serca, że staliście się układem, a z „Dla Brańska” ktoś Was przechrzci na „Dla siebie”. Życzę Wam oby tak nie było – aby stało się dokładnie na odwrót, czyli tak jak obiecaliście, podpisując własnoręcznie program.
Dzisiaj macie czystą kartę, czysty zeszyt u nas wszystkich – przemyślcie jak go zapiszecie i pamiętajcie, że z tego zeszytu nie da się wyrywać kartek – treści zapisane przez całą kadencję są nieusuwalne. Zróbcie mi tę przyjemność i dajcie mi i brańszczanom wiele powodów do chwalenia nowej Rady Miasta Brańsk jako energicznej, zaangażowanej, słuchającej mieszkańców.
EUGENIUSZ KOCZEWSKI – NASZE RELACJE
Z góry przepraszam za wiele osobistych opinii i przykładów, ale jest to czas podsumowań. Czasami tak trzeba. Zwłaszcza, gdy jest się osobiście wzywanym do tablicy. Przed nową kadencją samorządu warto też pozamykać pewne tematy.
Korzystając z okazji, dziękuję bardzo za słowa z obozu „KWW Dla Brańska”, a dokładniej od nowej osoby w radzie, o tym, że przez całą kadencję wspierałem Eugeniusza Koczewskiego i teraz smuci mnie jego porażka. Słyszę to gadanie od kilku lat i nic nie mogę z tym zrobić. No to wreszcie odniosę się do tego „wsparcia” publicznie, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości wysuwane przez najmądrzejszą osobę w Brańsku. Taką, która twierdzi, że ma zawsze rację na każdy temat. Podam dwa przykłady swojej „uległości i serwilizmu”. Tylko dwa, ale mogę więcej.
– Gdy starałem się o pracę w Brańskim Klubie Seniora, to żeby bardziej „podlizać się” burmistrzowi, opublikowałem ponad godzinną wypowiedź Mieczysława Korzeniewskiego, gdzie dosłownie jechał po Eugeniuszu Koczewskim jak po łysej kobyle. Każdy wie o jaką wypowiedź chodzi – miała ona miejsce przy okazji beatyfikacji prawosławnych męczenników w naszej cerkwi. Mogłem ten temat olać ciepłym moczem. Czas był dla mnie naprawdę niestosowny ku temu, ale sam wyszedłem z inicjatywą wyjaśnienia tej sprawy – do Pana burmistrza, do ks. Marka i do Pana Mieczysława i wszystkie osoby to potwierdzą. Nie zostałem wtedy – za pierwszym razem – przyjęty do pracy, choć nie posądzam burmistrza o kierowanie się wówczas złymi intencjami. Jak zachowałaby się większość ludzi w mojej sytuacji? Nie wiem, choć się domyślam, że większość osób siedziałaby cicho…
– Temat zmian w planie zagospodarowania przestrzennego. Niektórzy twierdzą, że od tego zaczęły się pierwsze kłopoty Pana burmistrza w kontekście uzyskania reelekcji. Pracowałem już w Klubie Seniora i tym bardziej mogłem spokojnie ten temat ominąć. Po co pisać o burmistrzu? Po co pisać o sąsiedzie i to dobrym sąsiedzie? Rozpoczynając pracę niejako pod kuratelą burmistrza, miałem pozwolenie w redakcji na oddawanie tematów miejskich, urzędowych do napisania kolegom, jeśli mi mogłyby sprawiać kłopot. Nie było tu żadnego ciśnienia i mogłem umywać rączki jak tylko chciałem. Ale tak nie było – sam nakładałem sobie wymagania. Ogółem nie byłem obecny na wszystkich sesjach RMB i nie o wszystkich sesjach pisałem, a poszedłem i opisałem tę najgorętszą, a właściwie dwie (ten dramat miał dwa akty).
W stosunku do mnie jako człowiek Eugeniusz Koczewski był po prostu w porządku. Zawsze. Tak – zawsze. Nie miałem z nim nigdy żadnej kłótni, rozmawialiśmy na poziomie – z szacunkiem i kulturą, a gdy pytałem o różne sprawy, to otrzymywałem dość szybkie i rzeczowe odpowiedzi. Ponadto nie mówił mi co mam pisać, a czego nie – przez te kilka lat przyczepił się o dosłownie kilka pojedynczych zdań lub słów, ale takich telefonów z małymi pretensjami i prośbami o mini sprostowanie, to ja miałem i mam w swojej przygodzie dziennikarskiej sporo i nie jest to niczym szczególnym, że ktoś chce drobnych, mało znaczących edycji czy też usunięcia fotografii. Oświadczam więc wszem i wobec, że nie czułem ze strony Eugeniusza Koczewskiego presji na pozytywne pisanie na jego temat czy też na unikanie krytyki pod jego adresem.
Kto twierdzi inaczej i to powtarza, ten po prostu bredzi. Owszem, każdy ma prawo do własnej opinii, ale jak było najlepiej wiedzą sami zainteresowani. I naprawdę – ktoś musiał ostatnie lata spędzić pod kamieniem, by wysuwać takie oskarżenia. Gdybym sprzyjał burmistrzowi, to bym przede wszystkim nie nagrał wizji lokalnej w remizie. Dodam, że wieczorem dnia poprzedniego, zachorowało mi dziecko i miałem się nim zaopiekować, ale wskutek presji jaką odczuwałem, opiekę przejęła jego mama. Tak, brała specjalnie i nagle wolne w pracy, bo tata musiał pojechać kręcić dramę w jakiejś remizie. Cóż – po prostu wiedziałem, że nikt by wtedy nie uwierzył w jakikolwiek powód mojej nieobecności. Chyba tylko własna śmierć by mnie usprawiedliwiała, ale kto wie – dla brańszczan, którzy kochają teorie spiskowe i sensację, może i to by nie wystarczyło.
Dodam, że Koczewski jako – jakby nie mówić – szef przy wspomnianym projekcie Brańskiego Klubu Seniora, choć nie bezpośredni, ale na pewno w roli „ostatniej instancji” (względem MOPS-u) był wyrozumiały i pomocny. Był ok. Nie ingerował, nie mieszał, nie sugerował się opiniami osób, które mnie krytykowały, zanim nie wysłuchał także mojego zdania.
Jeśli chodziło o promocję miasta, to graliśmy w jednej drużynie i jeśli będzie taka potrzeba, to w tej kwestii jestem także do dyspozycji Pani burmistrz. W końcu głosiła Pani hasło „Dla Brańska i jego mieszkańców”. Tutaj trzeba zawsze łączyć siły. Z Panem Eugeniuszem możemy wspólnie pochwalić się spotkaniem delegacji z Brańska z piłkarzem reprezentacji Polski – Mattym Cashem. Naprawdę nie chcę w kółko o tym co jakiś czas przypominać, ale niech wszyscy stawiają sobie to za wzór, że możemy rozsławiać nasze miasto spektakularnie, a zarazem bez wielkich wydatków. A że to spotkanie utrwaliło się w przestrzeni publicznej, miałem niedawno potwierdzenie na meczu reprezentacji – dziennikarze, z którymi rozmawiałem, kojarzyli słowo Brańsk widniejące na mojej akredytacji z tym wydarzeniem, a tych, którym tylko coś świtało, podpowiedź szybko naprowadzała.
Czy mam jeszcze dodatkowo oceniać 5,5 roku kadencji odchodzącego burmistrza? Przecież robiłem to na bieżąco od 2019 roku, a w kampanii wyborczej EK sam się chwalił swoimi dokonaniami, na co swoją krytyką odpowiadali członkowie komitetu przeciwnego, a nawet sami mieszkańcy. I przede wszystkim – wyborcy przy urnach ocenili wyraźną, choć nie miażdżącą większością głosów, że chcą zmiany, że chcą Agaty Puchalskiej u steru. Uważam, że burmistrza Eugeniusza Koczewskiego najtrafniej oceni historia. Jego poprzednika już ocenia: Czesław Sokołowski = zbiornik retencyjny. Nikt mu tego nie zabierze, podobnie jak Eugeniuszowi Koczewskiemu najważniejszego tytułu w mieście. Większego zaszczytu w tym mieście nie ma. Tylko nieliczni mogą go dostąpić.
FARBA
Pierwszy zakup Urzędu Miasta wedle obietnicy Agaty Puchalskiej. Ta, gdy weszła do sali Klubu Rolnika na Bindudze w Brańsku, dostrzegła, że tamtejsze ściany należy odmalować. Kandydatka na urząd burmistrza obiecała więc zgromadzonym na spotkaniu, że jedną z jej pierwszych decyzji jako włodarza miasta będzie zlecenie takiego zadania. Binduga trzyma za słowo!
GŁUPIE ARGUMENTY
Podkreślanie płci oraz wieku to najgłupsze argumenty „za” lub „przeciw” używane w kampanii wyborczej. Na trzecim miejscu umieściłbym też pochodzenie, bo na to również żaden z kandydatów nie ma wpływu, kiedy, kim i gdzie się urodził i wychował.
To nie wina, ani tak samo zasługa, że Agata Puchalska pochodzi z Załuskich, a Eugeniusz Koczewski ze Świryd. Owszem, wiem, że wciąż jest w Brańsku grupa osób, które chcą na burmistrza tylko rodowitego brańszczanina, ale niech wspomniani ludzie będą realistami – skoro miasto nie wykształciło lub nie zatrzymało u siebie takich osób, które zarazem chciałyby miastem rządzić, a nawet jeśli już startują jak choćby nawet sam mąż Pani Agaty to nie uzyskują wysokiego poparcia, to nie ma w kółko tego tematu wałkować. Powinien liczyć się przede wszystkim stosunek danego kandydata do – w tym przypadku – Brańska i jego spraw, a nie cokolwiek innego.
Wyobraźmy sobie, że przyjeżdża do nas murzyn z Afryki. Uczy się języka polskiego, otrzymuje obywatelstwo polskie i jest przez co najmniej kilka lat najbardziej zaangażowanym mieszkańcem Brańska, kochającym to miasto i człowiekiem powszechnie szanowanym. Dlaczego wówczas miałby nie otrzymać naszego głosu w wyborach? Żelazna logiko – działaj…
Co do kwestii płci dało się usłyszeć, że Pan burmistrz podobno nie miał prawa atakować (w sensie polemiki na poziomie) Pani Agaty tylko dlatego, że ta jest kobietą. Serio, słyszałem takie coś. Polecam więc osobom wyrażającym takie opinie obejrzenie debaty Donalda Trumpa z Hillary Clinton z 2016 roku. Tam nie tylko nie zważano na płeć, ale wręcz obydwie strony prześcigały się w tym kto jest gorszym sukinsynem, gorszą mendą. To nie jest oczywiście wzór do naśladowania dla nikogo i bardzo dobrze, ale użyłem tego przykładu, aby podkreślić, że w polityce nie ma sentymentów. To jest walka o władzę, więc dorośli walczą jak równy z równym. Decydować ma program, siła argumentów, a nie np. wygląd.
I na końcu wiek. Znowu przykładem niech będzie USA. Przytoczę tutaj słynną odpowiedź Ronalda Reagana z debaty prezydenckiej sprzed 40 lat, kiedy zapytano go czy bycie wówczas najstarszym prezydentem w historii (73 lata) nie będzie stanowiło problemu w zarządzaniu owym mocarstwem:
– Chcę również by wiedział pan, że nie uczynię wieku kwestią tej kampanii. Nie zamierzam wykorzystywać do politycznych celów młodości i niedoświadczenia mego konkurenta – powiedział.
To oczywiście przykład na bycie „starym i jarym”. W Brańsku z kolei podkreślano, że atutem ma być młodość Pani Agaty. Czasami wręcz głównym, najważniejszym. Sama zainteresowana podkreślała, że przede wszystkim posiada kilkanaście lat doświadczenia w pracy jako urzędniczka i w sumie była to z jej strony mądra zagrywka, gdyż używanie wieku jako przewagi byłoby po prostu bardzo infantylne. Szczególnie, że wiek Eugeniusza Koczewskiego 53 lata trudno określić jako starość. Ba! Historia pokazuje, że to dla polityka wręcz wiek idealny – najlepsi w historii osiągali swój prime time właśnie między 45, a 55 rokiem życia lub nawet później. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że szczytu swoich intelektualnych zdolności spodziewam się na okolice 40-45 roku życia, jeśli jakimś cudem dożyję tego momentu. Na pewno nie czuję się silny intelektualnie dzisiaj, w wieku 32 lat.
Puentując – każda osoba to inny przypadek i nic nie stoi na przykładzie, by 35-letnia Agata Puchalska była świetnym burmistrzem. Człowiek ma tyle lat, na ile się czuje. Można mieć 30 lat i czuć się starym ramolem zmęczonym życiem, podobnie jak w wieku 70 można być bardziej na czasie niż młodzi ludzie. Pamiętam nieżyjącą już Mamę mojej koleżanki, która oglądała ze mną filmy sensacyjne, a zwłaszcza z Jasonem Stahamem, którego była fanką. Jeszcze na miesiąc przed śmiercią rozmawialiśmy o młodych hollywoodzkich gwiazdach, których sylwetki znała lepiej ode mnie. Uwielbiam takich ludzi i chciałbym tak świetnie się zestarzeć. Tylko wiecie – wtedy szkoda umierać, a starość jest po to, by mieć trochę dość życia (co za herezja, ale tak to trochę rozumiem).
G*WNOBURZA
W sumie już o tym zjawisku pisałem, ale przed wyborami. Po wyborach wysnułem jednak wniosek co do porażki wyborczej radnego Wojciecha Wasilewskiego. To najbardziej aktywny radny minionej kadencji i brak reelekcji w jego przypadku to duże zaskoczenie, nawet jeżeli wiemy, że Pani dyrektor DPS-u Anna Klinicka jest w Brańsku znana i szanowana.
O losach mandatu zadecydowało tylko kilka głosów – zaryzykuję stwierdzenie, że o ile po rozmowie wideo ze mną, notowania radnego niemal na pewno nie spadły, to jego sypanie paragrafami na Facebooku po wywiadzie z radnym Pawłem Buśko zostało odebrane bardzo negatywnie. A wujek dobra rada ostrzegał zawczasu, dzwoniąc do Pana Wojtka i mówiąc, że wprawdzie nikomu nie zabrania pisać komentarzy, ale rozdmuchiwanie faktu, że rozmowa została nagrana w sali Urzędu Miasta nie będzie służyć absolutnie NIKOMU. Ani mojej osobie (choć naprawdę nie brałem tego do głowy), ani Pawłowi Buśko, ani burmistrzowi, ani Agacie Puchalskiej i wreszcie – ani samemu radnemu Wasilewskiemu. Po prostu było wiadomo, że powstanie typowa burza w szklance wody i dzielenie włosa na czworo. Niestety nie zostałem wysłuchany i Pan Wojtek w swojej wierności literze prawa napisał kolejne komentarze. Sprawa rezonowała i wręcz stała się brańskim memem, który towarzyszył innym rozmowom wyborczym. Od tego momentu każda kolejna osoba podkreślała skąd przemawia do wyborców i że nie jest to Urząd Miasta. Nawet jeżeli było to widać gołym okiem.