ALFABET WYBORCZY 2024 cz. 3/3 – od J do Z

JAWOROWSKI – KLANY – KOMISJE – KURNIKI – OLEWKA – PIONIER – PODPOWIADACZE – RADA PEDAGOGICZNA – ROZMOWY – SYTUACJA PO WYBORACH – ZESPÓŁ REDAKCYJNY

JAWOROWSKI

Byłym wójtem gminy Brańsk, a teraz „człowiekiem z Marszałkowa” straszono w tej kampanii na wszystkie sposoby. Nawet wyciągnięto prehistoryczny tekst Mieczysława Korzeniewskiego na jego temat sprzed 100 lat. Ba! Nawet niepochlebnie wypowiedział się w internecie na jego temat kandydat… Agaty Puchalskiej. Czytałem te komentarze i mówiłem sobie pod nosem „ale jaja!”.

Krzysztof Jaworowski to taki nasz brański Jarosław Kaczyński. Po pierwsze – niezaprzeczalny wódz. Po drugie – niby wszyscy dookoła straszą, że przyjdzie on i jego „jaworowi ludzie” i coś tam zrobią, a potem… ludzie Jaworowskiego i tak dostają od wyborców władzę. Jest to zabawne – widocznie tego „Jawora” wcale się tak ludzie nie obawiają. A dokładniej to nie chcą go po prostu samego oficjalnie w polityce, uznając go za tzw. zużytego polityka.

Nie tyczy się to młodej gwardii, jaka weszła do polityki pod jego patronatem. Ci mogą już być i rządzić przez lata, gdyż zapewne nie są jego lustrzanym odbiciem, choć przecież wiele ich z nim łączy i wiele – a nawet bardzo wiele – mu zawdzięczają.

Jaki jest obecnie udział Jaworowskiego w brańskiej polityce? Mam wrażenie, że w gminie jego wpływy mogłyby być większe niż w mieście. W mieście po prostu nie kojarzy się zbyt pozytywnie. Miasto nie da mu porządzić, gdyż jego grabie zawsze grabiły w stronę wsi (nierzadko przez słabość naszych władz) i jest to pamiętane. Wieś? To już inna para kaloszy – tutaj ma pewne zasługi i większe wpływy. Tak czy inaczej – dalej jest najważniejszą osobą w brańskim PiS-ie. Zobaczymy czy zastąpi go w tej roli Agata Puchalska, a właściwie to – kiedy?

KLANY

Czyli największe rodziny w Brańsku. W czasie wyborów jak zwykle nie zawiodły i widać, że nadal mają istotny – choć nie największy moim zdaniem – wpływ na wybór radnego lub burmistrza. Ogólnie, włodarza w Brańsku wybiera się jednak poprzez – nazwijmy to – ogólne wyczucie klimatu, mody panującej wśród swojego środowiska – niekoniecznie musi to być efekt rodzinnej zmowy. Prędzej ogólnospołeczna tendencja. Teraz ewidentnie było czuć „modę” na Agatę Puchalską – zresztą udana kampania również miała na to niemały wpływ.

Pamiętajmy jednak, że zwłaszcza w ostatnich latach do Brańska przybyło i osiedliło się tam na stałe także wiele nowych osób. Mam wrażenie, że jest ich więcej niż za czasów mojego dzieciństwa i takim osobom już zdecydowanie pochodzenie nowego burmistrza (o czym zresztą pisałem w poprzedniej części) nie niesie za sobą większego znaczenia. Brańsk jest dzisiaj ten sam, ale nie taki sam.

Być może za x lat nawet nie będziemy mówili w Brańsku o roli klanów w wyborach inaczej niż jako o zjawisku historycznym. Szczególnie, że nawet teraz dochodziło do przełamania w samych rodzinach!

KOMISJE

Brańskie komisje wyborcze, a dokładniej 2 z 3, w tym roku były po prostu memem. Zaistniałe w nich sytuacje pachniały co najmniej groteską. I choć jak śpiewał Kazik: To już jest koniec tej groteski. Autobus życia jednak dalej jedzie.”, a więc najlepiej byłoby o tym nie wspominać, bo emocje już opadły, to jednak na przyszłość powinniśmy unikać komedii, jaka w związku z wyborami zaistniała w naszym miasteczku.

A dokładniej w DPS-ie, gdzie odnotowano masę nieważnych głosów i w UM, gdzie głosy liczono tak długo, że nawet mnie samemu, po przesiedzeniu w holu 8 godzin (od 23:00 do 7:00) dałem już sobie spokój z czekaniem na ceremonię wywieszania oficjalnych wyników. Po prostu byliśmy chyba najsłabsi pod tym względem w całym powiecie, a przynajmniej na pewno nie mamy powodów do zadowolenia. Bielsk miał bodaj 14 komisji, gmina Brańsk 11, a liczenie poszło tam o wiele sprawniej.

Moim zdaniem w tych wyborach komisja w DPS-ie nie powinna w ogóle istnieć. Po co? To powiatowy dom opieki, gdzie mieszka mnóstwo osób, które nie mają pojęcia ani o Koczewskim, ani o Puchalskiej, ani tym bardziej o Angielczyk i Wojtkowskiej (kandydatki na radną). Czy prowadzono w ogóle tam agitację, by zaznajomić pensjonariuszy lepiej z kandydatami? Oj chyba słabo to wyglądało. A nie. Byłbym zapomniał. Rozdawano tam przecież cukierki z krzyżykami, które zresztą odbiły się szerokim echem, podobnie jak niecodzienne (czy nawet określane wręcz jako skandaliczne) zachowanie niektórych osób obecnych tego dnia w lokalu wyborczym i nie chodzi mi tu wcale o pensjonariuszy.

Oburzeni, pisaliście do mnie Państwo na ten temat różne rzeczy i stąd wytworzył się u mnie taki wniosek, że do DPS-u – podobnie jak do domu prywatnego niedołężnej babci w podeszłym wieku – powinna przychodzić jedna czy tam dwie osoby z tzw. urną pomocniczą (mobilną) i zbierać głosy tylko od osób rzeczywiście zainteresowanych głosowaniem. Po co ten patos tworzenia oddzielnej komisji? Rozumiem, że kilka osób przy okazji zasiadania w takowej może zarobić tego dnia parę złotych, ale jeśli w ten sposób mają brać udział w cyrku i kpinie z demokracji, to lepiej oszczędzić nerwów i sobie i innym. W końcu wszyscy byli wkurzeni.

EDIT: Wyjaśnienie: W związku z otrzymanymi zapytaniami co do tego fragmentu, zapewniam i wyraźnie podkreślam, że nie odnosiłem się do zachowania żadnej z pięciu członkiń komisji wyborczej w DPS, ani już tym bardziej nie jestem za odebraniem prawa do głosowania pensjonariuszom (zaproponowałem tylko inną formę przeprowadzania głosowania w DPS-ie w związku z wieloma głosami nieważnymi!). Chodziło mi o inne sytuacje niż związane z w/w osobami. Kontrowersje wzbudziły m.in. problemy z oddaniem głosów z pomocą opiekunek. Moim zdaniem jest to temat do wyjaśnienia w czasie najbliższej sesji Rady Miasta Brańsk.

KURNIKI

O kampanii wyborczej w Rudce napisałem tylko jeden raz, przedstawiając kandydatów. Nieco zdziwiłem się odbiorem tego tekstu jako „antywójtowego”, ale mniejsza o to. Jak wówczas wspominałem, w najmniejszej gminie powiatu bielskiego tematem, który mógł sprawić nieco problemów urzędującemu włodarzowi były kurniki, a dokładniej pomysł ich wybudowania na terenie gminy. To właśnie debata w tej kwestii pozwoliła wykreować Annę Bobel jako kontrkandydatkę dla Marcina Gawrysiaka. I dzisiaj, spoglądając na bardzo wysoki wynik wyborczy wójta można dojść do wniosku, że temat ów nie zaszkodził Gawrysiakowi, ale co najwyżej narobił mu nieco dodatkowych zmartwień, by nie poczuł się przesadnie pewnie. Rudka nie chce zmiany. Rudka ufa Gawrysiakowi, a mieszkańcy gminy chcą realizacji planu 10-letniego, choć jak pokazał ten jeden wspomniany moment, potrafią też zbiorowo wyrazić swój sprzeciw, swoje obawy.

Ciekawostka: Marcin Gawrysiak nie jest już najmłodszym włodarzem w powiecie bielskim. Agata Puchalska jest młodsza o rok – rocznikowo ma 35 lat.

OLEWKA

Czyli skrajne lekceważenie drugiej osoby. W polityce czasami wynika to z chęci pokazania kto czuje się ważniejszy czy też nawet kto jest wyraźnie podniecony posiadaniem władzy, więc inni mogą mu – potocznie mówiąc – „naskoczyć” (nie powiem na kant czego). Skarżyli się na to dziennikarze (ci prawdziwi) w czasie 8 lat rządów PiS-u, gdy nie byli w stanie zobaczyć i usłyszeć na konferencji prasowej prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ten znajduje dla nich łaskawie czas dopiero teraz, czyli po odstawieniu od koryta w październiku ur. Teraz nagle dziennikarze stali mu się potrzebni, gdy trzeba mieć gdzie ponarzekać na Tuska, który zabrał mu przecież zabawkę w postaci mediów państwowych.

Muszę to tak nazwać, bo innych słów, by to określić, znaleźć nie umiem:

To chamstwo, brak kultury wobec pracy – często wieloletniej jak w przypadku korespondentów sejmowych – innych ludzi. Osobiście gardzę takimi pysznymi zachowaniami i to bardzo mocno – szczególnie, że na konferencje PiS-u przychodził jakiś tam młody karierowicz Bochenek i rozstawiał „dziadków”- redaktorów po kątach, krzycząc na nich.

Wróćmy jednak do kampanii samorządowej. Tu jest nieco inna sytuacja, bo w tych dniach szczególnie i w sposób wzmożony dba się bezpośrednio o los swój, swoich współpracowników w kolejnych latach. A tu trochę jak w sporcie – należy obrać odpowiednią taktykę. W pewien sposób można zrozumieć, że ktoś przyjął więc konkretną strategię co do mediów – jedni ich obecności bardzo pożądali, inni – unikali. I naprawdę – nie ma na to zasady. Czasami się to opłacało, czasami nie. Jeśli ktoś twierdzi, że media to czwarta władza, to ma rację i nie ma racji, bo to pojęcie względne – zależne od sytuacji.

W mieście Brańsk szału nie było – z grona 32 osób, na rozmowę BNS stawiło się 6, czyli mniej niż 1/5 kandydatów, ale przynajmniej udało się porozmawiać po równo – z obydwojgiem kandydatów na burmistrza i dwoma kandydatami na radnych z każdego komitetu. Dobre i to jak na pierwszą kampanię wyborczą w Brańsku relacjonowaną w nieznanym dotąd tutaj stylu. Szkoda, że nie doszło do debaty – może za 5 lat doczekam się następcy, który będzie miał lepszą siłę przekonywania w tej kwestii.

Zatrzymam się na dłużej przy gminie Brańsk. Wójt Andrzej Jankowski na propozycję rozmowy, zaprosił mnie po raz wtóry na spotkanie do Gościńca Brańskiego, gdzie – jak już pisałem – nie przewidziano tam nawet dyskusji z zaproszonymi gośćmi, co zniechęciło mnie do dalszych działań. Z kolei kandydat na wójta Tomasz Stygański całkowicie się okopał – do dzisiaj nie widziałem tego człowieka na oczy i wiele wskazuje, że już nie zobaczę w jakiejś oficjalnej sytuacji. On również otrzymał zaproszenie, ale się jakoś “wymigał”. Po wyborach słyszałem jednak wiele głosów, także z jego środowiska – że rozmowa wideo i tak mogłaby mu tylko pomóc, skoro i tak praktycznie nikt go tutaj nie zna(ł). Wtedy można przecież więcej stracić niż zyskać. Na pewno nie atakowałbym nieznanego mi człowieka przez godzinę tylko dlatego, że nie jest stąd. Na pewno dostałby pytanie skąd taki pomysł i musiałby do tego odnieść, tak jak do kwestii znajomości gminy. Tyle i tylko tyle.

Wiadomo przecież, że przez większość rozmowy musiałbym przede wszystkim skupić na programie kandydata i tu Stygański mógłby sobie pomóc lub zaszkodzić. I tak miałby łatwiej niż urzędujący wójt, ktokolwiek by nim nie był. Pretendenci mają łatwiej, jeżeli nigdy wcześniej nie rządzili. To oczywiste – mogą wyjść z jednej strony na wizjonerów, a przy okazji zaatakować rządzącą ekipę. Idealna sytuacja.

Jak jednak widać, Stygański jakąś tam kampanię prowadził ze swoimi zwolennikami, skoro się udało. Uważam jednak, że wielu ludzi z okolic Brańska zagłosowało przede wszystkim przeciwko obecnej władzy, a nowy wójt otrzymał od nich cenne zaufanie jednak na kredyt. Na pewno sam Stygański ma dziś czystą kartę. Może zapisać się bardzo pozytywnie – nic nie stoi ku temu na przeszkodzie.

Historia zresztą pamięta takie przypadki, gdy np. „przywieziony w teczce” do Warszawy, jako komisarz – Stefan Starzyński okazał się jej najbardziej legendarnym i bohaterskim prezydentem. Każdy tworzy swoją własną historię, a mężczyzna – jak mawiał Miller – nieważne jak zaczyna – ważne jak kończy. W przypadku “świeżaka” nie liczy się przeszłość, ale przyszłość.

PIONIER

Brański klub piłkarski, który bardzo gorąco wspierał kandydaturę Agaty Puchalskiej w ostatnich dniach kampanii wyborczej. Dlaczego wyróżniam Pionier? Czy dlatego, że mnie tam nie lubią (wiecie, taką wielką „krzywdę” im „wyrządziłem”) i chcę się zemścić? Nie. Skoro reprezentujecie Brańsk, to zawsze życzę Wam samych sukcesów i wszelkie nasze niesnaski idą wtedy na bok.

Nie mogę jednak milczeć, gdy widzę coś niepokojącego. Wtedy sam się niepokoję, chodzę z tym i wiem, że przemilczenie to moja porażka. Zresztą ze środowiska Pioniera pochodzi ważny i przykry dla mnie tekst: „zajmij się pisaniem”. Nie mogę więc milczeć, gdy ludzie wysyłają mi linki i pytają się retorycznie czy dane zachowanie jest w porządku. Skoro napisałem o komisji w DPS-ie, napiszę też o Was, abyśmy wyciągnęli wnioski na przyszłość.

Po prostu uważam, że w przypadku Pioniera nie zachowano żadnych pozorów niezależności od polityki. A tak być nie powinno ani w przypadku klubu piłkarskiego, ani koła gospodyń, ani koła wędkarskiego, ani tym bardziej parafii. Wprawdzie we wszystkich wymienionych niezależnych podmiotach gdzieś tam było widać oznaki sympatii czy też wdzięczności do Pani Agaty, ale jakąś granicę postawiono. Nie było to intensywne przepychanie kandydatury dosłownie na dzień przed wyborami.

A było tak, że w ostatni czwartek kampanii przedstawiciele Pioniera udali się do „Marszałkowa”, by złożyć podziękowania za wsparcie klubu. W tym roku to 90 tys. zł. W sumie wbrew pozorom do tego spotkania bym się tak mocno nie czepiał, bo kto tak nie robi? Nawet skrytykowałem starostę, że nie chciał „stać przed wyborami z kartkami jak w ZOO”, a przecież żalił się na brak dotacji dla powiatu. Strony uznały, że spotkają się na początku kwietnia i w sumie co się temu dziwić.

I wiecie co? To spotkanie by w zupełności wystarczyło i wtedy w alfabecie nie powstałoby hasło „Pionier”. Pałka by się nie przegła.

Ale czy już pójście z kolejnymi podziękowaniami – tym razem do kandydata na radnego (sponsora), co opublikowano w piątek, było ok? Nie było innej daty, tylko akurat ostatni dzień kampanii na publikację takiego posta? A czy występ Pana prezesa w piątkowym spocie wyborczym i mówienie, że wspiera Agatę, bo ta wspiera Pioniera było do końca w porządku?

I nie chodzi mi o sam fakt głosowania na Agatę Puchalską. Niech każdy głosuje jak chce, ale przecież w ten sposób poniekąd zmarginalizowano niemałe zaangażowanie Eugeniusza Koczewskiego w proces rozwoju klubu. Ba! W jego wskrzeszenie po kilku latach, przez które powrócił na futbolową mapę Podlasia. Agata wspiera, a Gienek nie wspiera? Wiele osób tak to zrozumiało. Moim zdaniem Eugeniusz Koczewski jest osobą zasłużoną dla Pioniera.

Kto reaktywował Pioniera? Z tego, co pamiętam to burmistrz Eugeniusz Koczewski. Nie on sam? Owszem, ale bądźmy realistami. Bez jego decyzji dzisiaj nie byłoby aktywności klubu, bo za tamtą decyzją musiała iść też deklaracja, że miasto wyłoży na utrzymanie UKS-u konkretne wsparcie PRZEZ KOLEJNE LATA. Wtedy to było podstawowe wsparcie na dojazdy, opłaty dla związku itd. Była to absolutnie kluczowa kasa przekazana oczywiście w imieniu brańskich mieszkańców. Działała ona nie jak kroplówka, ale jak respirator! Widzę więc krótką pamięć i słabą wdzięczność, nawet jeśli wcześniej składane były podziękowania i wizyta w Urzędzie Miasta. Przypominam też, że wsparcie miejskie dla klubu było w ostatnich latach zwiększane. Widocznie jednak doszło do swego rodzaju politycznej licytacji i wygrał ją ten, kto dał więcej (pamiętajmy, że Marszałkowo ma też kilka razy większy budżet).

Podsumowując, łatwo jest teraz być mądrym i pewnym siebie, gdy jest już wsparcie Urzędu Marszałkowskiego i wielu fajnych prywatnych sponsorów (jako brańszczanin – chylę czoła przed tymi przedsiębiorcami, przed radnym Karolem też), ale bez rozrusznika w postaci Urzędu Miasta, Pionier mógłby zapomnieć o dzisiejszym rozmachu. W Brańsku jak zwykle zapomina się o fundamentach i dawnych zasługach. A to stale powtarzany błąd.

Oczywiście, ostatnio brańskiemu magistratowi podziękowano nawet w poście z 11 kwietnia, ale to już wiecie – kilka dni po wyborach było. W sumie tak powinno być standardowo – po wyborach. Dlaczego tak myślę? Bo wiem o czym piszę – sam tak zrobiłem!

Prowadzę przecież media społecznościowe innej amatorskiej drużyny, a ta żeby było śmieszniej – nie jest stowarzyszeniem, ale podlega bezpośrednio pod swoje miasto i to pod absolutnie każdym względem (to dość rzadki przypadek). Tam jednak mimo takiego uzależnienia finansowego, nie było żadnej oficjalnej agitacji, ani nawet próby agitacji pod adresem burmistrza – zresztą nie zgodziłbym się na to. Była informacja o wyniku wyborów i gratulacje dla zwycięzcy kilka dni po – sam napisałem tego posta i to bez problemu, bo uważam, że czas był stosowny.

To nie moje przechwałki, ani głupie porównania – przecież Pionier radzi sobie lepiej sportowo i organizacyjnie od klubu, dla którego pracuję (wizja awansu do IV ligi, rozbudowa stadionu), ale w tej sytuacji brańszczanie mogli serio poprzestać na wizycie w Marszałkowie tak jak rok temu. Byłoby ok – nikt by tego raczej nie krytykował, a już na pewno nie ja. Nie atakuję – liczę na wyciągnięcie wniosków z tego czy warto uzależniać się politycznie w przypadku dzieła, które ma działać ponad podziałami. Nawet jeśli sam z tym dziełem nie mam już nic wspólnego.

PODPOWIADACZE

Osoby, które pomagają kandydatom w kampanii wyborczej. Tak jak przewidziałem przed wyborami, obydwoje kandydatów miało słabe zaplecze lokalne – w przypadku burmistrza praktycznie nieistniejące, a w przypadku Agaty bardzo słabe, bo ta pomoc podpowiadaczy mogła jej tylko zaszkodzić, gdyby słuchała ich ślepo, nie używając własnego rozumu. Podkreśliłem – słabe było zaplecze lokalne, bo poseł Sebastian Łukaszewicz to już człowiek obecny w większej polityce i jego pomoc pod każdym względem przy kampanii na pewno Puchalskiej dała wiele

RADA PEDAGOGICZNA

Aż siedmioro radnych z grona 15 osób to ludzie związani z oświatą. Istna rada pedagogiczna nam się w Brańsku wytworzyła. To dobrze czy źle? A może to bez znaczenia? Nie wiem – czasami nauczyciel myśli, że wie wszystko najlepiej, ale to stereotyp. Znam nauczycieli mądrzejszych niż reszta, a pokornych. Tak więc, drodzy nauczyciele – nie mędrkujcie, nie przynudzajcie, nie opowiadajcie w kółko o sobie, tylko działajcie! 🙂

ROZMOWY

Zwane przesłuchaniami. Takowych przeprowadziłem w tej kampanii wyborczej 6, a właściwie 7. Rozmowę z Panem Mieczysławem Korzeniewskim również uważam za wyborczą. Opinie, które przedstawiał, w większości dobrze obrazowały sytuację polityczno-społeczną w Brańsku. To naprawdę dobry i celny obserwator naszej rzeczywistości. Dało się to odczuć także na spotkaniu w remizie, gdy wystosował kilka celnych zapytań.

Kto z grona kandydatów skorzystał, a kto stracił na rozmowach? Nie uważam, że Pan Eugeniusz Koczewski był w czasie rozmowy orłem dyskusji, ale też nie sądzę też, że na czymś się znacząco „wyłożył”. Normalna rozmowa – rozmawialiśmy kilka razy dłużej przez te 5 lat i zawsze było ok. Na plus z jego strony było na pewno to, że dogadaliśmy się jak chłop z chłopem co do miejsca i daty, bo…

W przypadku Pani Agaty – podpowiadacze rzucali mi i jej, czyli po prostu nam kłody pod nogi, a przecież jak się ostatecznie okazało, rozmowa chyba kandydatce pomogła. Wielu ludzi chciało usłyszeć jej głos w innej sytuacji niż jakieś krótkie podziękowania lub rozdawanie nagród dzieciom. Szerzej była tak naprawdę nieznana. Większość brańszczan Agaty Puchalskiej nie kojarzyła inaczej niż jako osoby mówiącej więcej niż kilka zdań na placu miejskim czy kościelnym. Wiem, co mówię, bo znam echa tej długiej rozmowy – bardzo zresztą popularnej, bo to najlepiej oglądane wideo w historii BNS. Tak więc myślę i uważam, że wyciągnąłem od nowej burmistrz sporo informacji. Teraz będziecie mieli z czego rozliczać Puchalską, gdyż powiedziała naprawdę dużo przed kamerą.

Radni Wasilewski i Buśko? Nie uważam by sobie zaszkodzili tymi rozmowami. Jak już wspominałem, wiceprzewodniczący Wasilewski zaszkodził sobie co najwyżej “komentarzem prawnym” do rozmowy kolegi wiceprzewodniczącego w sali konferencyjnej UM. Z kolei w okręgu radnego Buśko jak i w całym Brańsku rywalka jest naprawdę popularna, stąd nie dziwi, że Karolina Gregorczuk wygrała wybory i została radną.

Wojciech Ostrowski? Na pewno sobie pomógł. W poprzednich wyborach przegrał, ludzie trochę o nim zapomnieli, myśląc że ten energiczny Wojtek to już dawno i nieprawda. A ten? Przed kamerą pokazał, że prawda, prawda – dalej mu się chce i to bardzo. Stąd potem wynik Wojciecha Ostrowskiego okazał się deklasacją. Oczywiście wiadomo, że nie wszyscy wyborcy oglądali tę rozmowę – czynniki podejmowania takiej, a nie innej decyzji są różne, ale jednak mamy czasy internetu, a ten był chętnie przeglądany przez wyborców.

Wśród kandydatów na radnych Małgorzata Zaremba zyskała chyba najbardziej na rozmowie, choć pokonała urzędującego kontrkandydata nie tak wielką różnicą głosów. Byłem jednak przekonany, że jeśli konkurent się nie zgłosi, to radną zostanie Pani Małgosia. Ich okręg Amerykanie nazwaliby „swing state”, czyli taki, w którym może zwyciężyć zarówno republikanin jak i demokrata 😉 I tak właśnie było – nieduża różnica głosów zadecydowała o wygranej. Rozmowa miała na to na pewno dość istotny wpływ – jestem o tym przekonany chyba najmocniej z wszystkich przypadków.

SYTUACJA PO WYBORACH

Z giełdy brańskich faktów i plotek. Niedługo przekonamy się czy dobrze przyłożyłem ucha tam gdzie trzeba.

6 maja (poniedziałek) odbędzie się inauguracyjna sesja Rady Miasta Brańsk. Obrady powinien rozpocząć najstarszy radny, czyli Jan Kryński (KWW Ziemi Brańskiej). Mam nadzieję, że dotrwa do końca obrad – ostatnio bywało z tym różnie, bo emocje u Pana Janka brały górę. Wszystko przez uczulenie na długie przemowy radnych: Prześniaka i Wasilewskiego. Teraz przynajmniej jeden „alergen” – WW mu ubył 🙂

Nowym przewodniczącym Rady Miasta Brańsk zostanie według moich przypuszczeń ktoś z dwójki: Krzysztof Prześniak – Karol Kozłowski, a wśród aż dwojga wiceprzewodniczących (unikanie patowej sytuacji z poprzedniej kadencji) będzie przynajmniej jedna pani. Mam nadzieję, że tym głośnym myśleniem nie spaliłem niczyjej kandydatury. Panowie – to nie po złości. Macie po prostu najwyższe notowania na ten moment. Jeśli żaden z Was nie „przejedzie ciężarnej zakonnicy na pasach” (to taka aluzja do słów Adama Michnika), to zapewne będziecie się liczyć do końca. Zobaczymy więc czy wygra kandydat z grona starej gwardii czy jednak ktoś od młodych wilczków.

Sekretarzem miasta Brańsk najpewniej zostanie kobieta, ale nie Agata Michałowska. Tej wróżę naturalny przeskok o szczebelek wyżej, czyli w miejsce Agaty Puchalskiej w Departamencie Kultury „Marszałkowa”. To logiczny ruch, na którym Brańsk może więcej skorzystać niż na pracy Michałowskiej w Brańsku. Sam się sobie dziwię, że w czasie rozmowy wyborczej z Agatą Puchalską nie zapytałem o taki scenariusz pozostania AM w Białymstoku.

Jeśli mam wróżyć dalej tej samej Pani, to za 5 lat powinna zostać starostą. To wspólny pomysł PiS-u i PO, aby marszałków województw i starostów powiatowych wybierano w wyborach bezpośrednich. Pytanie czy ustawa rzeczywiście zostanie zmieniona. Wtedy ze swoim kapitalnym, deklasującym innych tegorocznym wynikiem Agata Michałowska byłaby naturalnym faworytem w 2029 roku. 5 lat to tak niewiele jak i tak wiele – do tej pory Agata Michałowska może zostać nawet prezydentem Polski, więc musimy poczekać na rozwój wydarzeń.

Wybory uzupełniające w okręgu Agaty Puchalskiej? Zapewne komitet “Dla Brańska” wystawi na Bindudze i w okolicach jedną z osób, której wyborcy powiedzieli “nie” 7 kwietnia. Jak wiadomo, takich kandydatów jest zaledwie czwórka: Magdalena Angielczyk, Grzegorz Wasielewski, Wojciech Wasilewski, Eugeniusz Ożarowski.

O gminie coś tam słyszałem, ale siedzę cicho. Nie będę przecież wypowiadał się o decyzjach personalnych osoby mi kompletnie nieznanej w żaden sposób. Podejrzewam tylko, że zmian w gminie na początku może być więcej niż w mieście.

ZESPÓŁ REDAKCYJNY

Kampania wyborcza w Brańsku to nie tylko anonimowe konta, ale także anonimowe media, a dokładnie jeden taki twór. Na czas politycznych zmagań powstał zaadresowany do tutejszej społeczności samozwańczy „zespół redakcyjny” tworzący facebookową stronę, której nazwy nie podam, bo w sumie po co? Od ostatniego dnia kampanii wyborczej nie pojawiły się tamże nowe wpisy. Rozumiem, że miała być to jakaś tam konkurencja dla Brańsk NON STOP , ale dało się zauważyć, że na rozbudowę, dotarcie do większego grona osób widocznie zabrakło czasu i . Wiele wskazuje, że owa strona stała się ona kolejną efemerydą na bardzo niewdzięcznym rynku lokalnych mediów. Liczyłem, że ktoś mnie godnie zastąpi, a wyszło ani “godnie”, ani “zastąpi”.

Gdyż treści też wyraźnie były przechylone na jedną stronę, co zapewne mogło implikować mniejszym zainteresowaniem odbiorców. Mogło, ale nie musiało tak być – na przykładzie zmian w TVP Info widzimy, że zaprzestanie znaczącej polaryzacji, czyli zejście do środka, przyniosło skutek odwrotny od oczekiwanego – tzw. TVPiS cieszyła się zdecydowanie większą oglądalnością przed 22 grudnia. O wypłatach dla pracowników nie muszę chyba wspominać. To ostatni hit. Cóż – nieżależnie od jakości pracy, ludzie mieli tam płacone w całości i na czas. A teraz? Poczytajcie tu i ówdzie na ten temat i osądźcie czy „stan likwidacji” to tylko nazwa czy może jednak realna, smutna rzeczywistość…

Warto zaznaczyć, że w brańskim przypadku tak ostrych treści nie było – z niektórymi zdaniami tam sformułowanymi nawet sam mogę się zgodzić, ale takie straszenie „Jaworem” w 2024 roku zadziałało z podobną skutecznością, co straszenie Tuskiem w telewizji Kurskiego et consortes. Jedno więc jest pewne – obozy polityczne mogą być różne, ale błędy popełniają solidarnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *